Ten blog
Ten blog
 
 
 
 

 europa / europe  >>  bałkany / balkans 2007 >>  wiedeń


Bałkany / Balkans 2007


Wiedeń! / Vienna!

au
Austria - Wiedeń
14.07.2007
581 km

Spaliśmy do dziesiątej, nie spieszyliśmy się i zanim się wygrzebaliśmy w dalszą drogę, to było już południe. Kupiliśmy trochę owoców. Tego było mi trzeba. Ach, wreszcie jest ciepło, a nawet gorąco, w końcu ubieram mini i koszulkę na ramiączkach. I tak już do końca wakacji. Południe jest cudowne!
Podążyliśmy w stronę granicy z Austrią. Po drodze jakaś strefa bezcłowa, wielki moloch, ale nawet fajny, przyznać trzeba. Restauracja w samolocie, wcale nie takim malutkim, sklepy w budynkach ozdobionych smokami i rycerzami :) Człowiek faktycznie czuje się trochę jak w bajce :)

I


Do Wiednia dojechaliśmy dopiero o czwartej. Jak zwykle plan już zaczął się rozjeżdżać, wszystko wychodzi wolniej niż jak się planuje podróż. Ale co tam, w końcu spieszyć się nie musimy, mamy wakacje.
Zatrzymaliśmy się przy Praterze, czyli sławnym wesołym miasteczku. Z daleka widać już było Riesenrad, czyli wielkie koło, które pamięta jeszcze dziewiętnasty wiek. Że to jeszcze ludzi wozi to cud.

There


Obok była jakaś większa murzyńska impreza. Słychać było muzykę, ludzie schodzili się odświętnie ubrani w swoje chyba narodowe stroje. Super to wyglądało, dla nas trochę egzotycznie. Chętnie zapytałabym o co chodzi, ale nie znam na tyle niemieckiego.
A my wsiedliśmy w metro i pojechaliśmy na Stephansplatz. Pierwsze wrażenie - marnie jakoś. Katedra w Pradze o wiele ładniejsza, Stephansdom jakaś taka szara (poza dachem). W środku też jakoś nic specjalnego. Na początku rozczarowanie, ale za to potem było już tylko lepiej;) Na placu pełno mimów, świetni byli, podobali mi się bardziej, niż ta katedra :) Choć niewielu ludzi zwracało akurat na nich uwagę, bo obok kilku chłopaków robiło pokaz coś w stylu hip break dance. Świetni byli, niezłe rzeczy robili.

There


Zaciągnęłam W. na wieżę, tego odpuścić nie mogłam. Trzeba było się wdrapać po trzystu iluś tam stopniach, ale warto było. Całe miasto jak na dłoni, otoczone górami, w dali wieżowce, Prater, ogródki na dachach, piękny Belweder. Kupiłam kilka pocztówek.
Jak zeszliśmy, to akurat rozdzwoniły się dzwony. Wrażenie niesamowite, biły głośno i dostojnie. W. zatykał uszy, mnie się bardzo podobało.

There


Weszliśmy trochę w zaułki po wschodniej stronie, znaleźliśmy dom Mozarta, weszliśmy na jakiś dziedziniec, przysiedliśmy na starej studni, żeby cosik zjeść.
Poszliśmy Grabenem w stronę Hofburga. Barokowa brama robi ekstra wrażenie, ale przejście było zamknięte, przygotowania do jakiegoś koncertu chyba i to całkiem sporego, pełno kamer i świateł. Więc skręciliśmy w stronę uniwerku i opery.
Zmęczenie dało już o sobie znać, siedliśmy w parku pod ratuszem na chwilę. Ratusz lepiej wygląda z bliska niż z daleka. Pełno okien, łuków, balkonów, ażurowe wieże i do tego czerwone pelasie. Z przodu wielki ekran, trwał akurat festiwal filmowy, pełno ludzi.

There


Ale my musieliśmy iść dalej, bo czekał na nas parlament. I tu zaskoczenie, dziwnie w środku takiego miasta widzieć budynki i rzeźby w stylu Aten ;) Przed budynkiem rzeźba Pallas Ateny z fontanną. Atena jakoś wrażenia na mnie nie zrobiła, bardziej podobała mi się zakochana para siedząca na przedzie. Ktoś musiał być zdolnym rzeźbiarzem, żeby tak oddać uczucie, super.
Odwiedziliśmy też Muzeum Quarter (tylko z zewnątrz). Usiedliśmy na ławeczce, słuchając szmeru kolejnej fontanny. Zmrok już zapadał powoli, na niebie zaczęły pojawiać się gwiazdy.
Najchętniej siedziałabym tam jeszcze z godzinę, szum fontanny, w górze gwiazdy, a przed nami podświetlone już monumentalne budynki muzeów. Ale czasu na lenistwo nie było niestety.

There