europa / europe >> bałkany / balkans 2008 >> suceava
Bałkany / Balkans 2008
w Rumunii po raz pierwszy / in Romania for the first time
Rumunia - Suceava
12.08.2008
886 km
Suceava powitała nas jednym wielkim korkiem. Jakoś wcale mi sie to nie podoba i jakoś nie mam ochoty tu zostawać, ale... po południu nie ma już autobusu, który by jechał dalej, a poza tym powinniśmy sie wreszcie porządnie wyspać i wykąpać. Decydujemy, ze pojedziemy jutro o ósmej rano.
Najpierw idziemy wymienić kasę. Okazuje sie, ze niepotrzebnie kupowałam leje w Polsce, bo tu przy dworcu jest pełno kantorów i banków. Pod warunkiem, że ma się euro ;) Krzysiek ma tylko złotówki i... duży problem, bo nikt tu złotówek nie chce (mówią, że potem nie ma ich komu sprzedać). W końcu czekałyśmy na niego, a on biegał w te i we wte, ale w końcu mu sie udało.
Następny punkt programu to toaleta, najłatwiej znaleźć na dworcu, a na dworcu płatna i tez bynajmniej nie zachęca, po prostu dziura. Ale już o niebo lepiej, niż w Czerniowicach.
And
Najpierw idziemy wymienić kasę. Okazuje sie, ze niepotrzebnie kupowałam leje w Polsce, bo tu przy dworcu jest pełno kantorów i banków. Pod warunkiem, że ma się euro ;) Krzysiek ma tylko złotówki i... duży problem, bo nikt tu złotówek nie chce (mówią, że potem nie ma ich komu sprzedać). W końcu czekałyśmy na niego, a on biegał w te i we wte, ale w końcu mu sie udało.
Następny punkt programu to toaleta, najłatwiej znaleźć na dworcu, a na dworcu płatna i tez bynajmniej nie zachęca, po prostu dziura. Ale już o niebo lepiej, niż w Czerniowicach.
And
No to teraz możemy iść poszukać jakiegoś noclegu. Mamy tylko niedokładną mapkę z przewodnika, ale ulica z jednym spisanym przeze mnie hostelem tam jest. Idziemy.
Pytam po drodze jednego gościa o ulicę, mówię, ze szukamy hostelu. On mi łamaną angielszczyzną, że pokaże nam gdzie ta ulica jest. Super! Po chwili jednak okazuje się, że on wcale tego nie wie ;) Chce nam jakiś tani hotel znaleźć. Idziemy przed siebie, kierunek tak na oko już chyba niezbyt właściwy, my z ciężkimi plecakami, gorąco, nie chce nam się latać w te i we wte, a mój szósty zmysł mówi mi, ze teraz to już coraz dalej, niż bliżej.
Gościu dzwoni do dwóch kolegów, pyta, ale nikt nie ma pojęcia gdzie ta ulica jest. Pyta też sprzedawcy w jakimś sklepie, nic z tego. W końcu zniechęcona wchodzę do jakiejś agencji turystycznej i pytam o ulicę. Też nikt nie wie. Może ja to źle wymawiam?
Daję pani kartkę ze spisanym adresem, ona szuka w internecie, znalazła chyba, przychodzi on, ona mu tłumaczy, jak tam dojść i że on nas zaprowadzi :)
Ja już w nic nie wierzę, ale w koncu jakimiś przejściami między blokami dotarliśmy! Ufff, udalo się! Dziekuję kolesiowi bardzo, bo przecież nie musiał się nami przejmować i tak nam pomagać :)
We
Pytam po drodze jednego gościa o ulicę, mówię, ze szukamy hostelu. On mi łamaną angielszczyzną, że pokaże nam gdzie ta ulica jest. Super! Po chwili jednak okazuje się, że on wcale tego nie wie ;) Chce nam jakiś tani hotel znaleźć. Idziemy przed siebie, kierunek tak na oko już chyba niezbyt właściwy, my z ciężkimi plecakami, gorąco, nie chce nam się latać w te i we wte, a mój szósty zmysł mówi mi, ze teraz to już coraz dalej, niż bliżej.
Gościu dzwoni do dwóch kolegów, pyta, ale nikt nie ma pojęcia gdzie ta ulica jest. Pyta też sprzedawcy w jakimś sklepie, nic z tego. W końcu zniechęcona wchodzę do jakiejś agencji turystycznej i pytam o ulicę. Też nikt nie wie. Może ja to źle wymawiam?
Daję pani kartkę ze spisanym adresem, ona szuka w internecie, znalazła chyba, przychodzi on, ona mu tłumaczy, jak tam dojść i że on nas zaprowadzi :)
Ja już w nic nie wierzę, ale w koncu jakimiś przejściami między blokami dotarliśmy! Ufff, udalo się! Dziekuję kolesiowi bardzo, bo przecież nie musiał się nami przejmować i tak nam pomagać :)
We
Tu już dziewczyna mówi po angielsku, nie ma problemu, są wolne łóżka, ufff (50 lei). Mamy wspólną sypialnię z innymi, ale jakoś nawet tym się nie przejmuję, wizja prysznica zamazuje wszystko inne! Ach, jak cudnie wreszcie się wykąpać!!!
Chwilę odpoczywamy, poznajemy wspołlokatorów. I idziemy w miasto. Pierwszy punkt programu to księgarnia, kupuję porzadną mapę miasta. I dobrze zrobiłam, przydała się. Kierujemy się do twierdzy. Po drodze Mcdonald i mimo, że nie przyjechałam tu, żeby sie w Macu żywic, to jest tak gorąco, że na shake'a się z Anią skusiłyśmy.
We
Chwilę odpoczywamy, poznajemy wspołlokatorów. I idziemy w miasto. Pierwszy punkt programu to księgarnia, kupuję porzadną mapę miasta. I dobrze zrobiłam, przydała się. Kierujemy się do twierdzy. Po drodze Mcdonald i mimo, że nie przyjechałam tu, żeby sie w Macu żywic, to jest tak gorąco, że na shake'a się z Anią skusiłyśmy.
We
Idziemy pod gorę dość zaniedbanym i brudnym parkiem. Docieramy do pomnika Stefana Wielkiego. Hmm, nie robi jakiegoś wielkiego wrażenia. Nadal idziemy w kierunku twierdzy, komary gryzą niemilosiernie. Po drodze mijamy za płotem piekne domki, okazuje się, że to muzeum wsi, wchodzimy przez bramę. Nikt jakoś biletów nie sprzedaje, żadnej kasy, a domki zobaczyć warto! Są super, do niektórych można zajrzeć i zobaczyć, jak kiedyś były urządzone.
Przy jednym z nich ekipa kręci teledysk. Ładnie ubrany gościu śpiewa do podkładu jakąś ludową piosenkę. Widziałam takie w TV ;)
Wychodzimy przez tą sama bramę, tam obok jest duży cmentarz. Idziemy do twierdzy, w końcu wypadałoby tam dotrzeć. I przechodzimy obok wejścia do muzeum... Wjazd 2 lei, robienie fot 5 lei. No, ładne jaja, tamta brama była otwarta normalnie, a główne wejście jest tu. No ale teraz to my już płacić nie będziemy ;)
We
Przy jednym z nich ekipa kręci teledysk. Ładnie ubrany gościu śpiewa do podkładu jakąś ludową piosenkę. Widziałam takie w TV ;)
Wychodzimy przez tą sama bramę, tam obok jest duży cmentarz. Idziemy do twierdzy, w końcu wypadałoby tam dotrzeć. I przechodzimy obok wejścia do muzeum... Wjazd 2 lei, robienie fot 5 lei. No, ładne jaja, tamta brama była otwarta normalnie, a główne wejście jest tu. No ale teraz to my już płacić nie będziemy ;)
We
Twierdza, hmm, niezłe ruiny i widok na miasto w tle. Do środka nie wchodzimy, bo bilety po 4 lei, a w sumie wszystko widać stąd. Za to siadamy sobie na piwko, zachecaja nas parasole rodzimego Tymbarka :) Hmm, chyba niezle przeplacamy, piwo po 8 lei...
W końcu czas już do miasta schodzić. Uparłam sie jeszcze, żeby pójść poszukać kirkutu. Szliśmy i szliśmy, ładny hektar, po drodze ładny kościółek, ale na tyłach oblazly nas mrówki ;)
Kirkut się w końcu znalazł, ale... trochę się tego spodziewałam... jest schowany za murem i zamknięty na cztery spusty :( Coś tam widać przez dziurę w drzwiach, dwie pochylone macewy. Pytam się starszych ludzi w pobliżu, ale ciężko się porozumieć nie znając języka. Mowią, że na pewno ktoś klucz ma, ale nie wiedzą kto. Gdybym umiała choć pare słów, to pewnie bym spróbowała podzwonić po domkach, ktoś by pewnie coś wiedział, a tak... no cóż, szkoda.
Po drodze (a właściwie to nie tak całkiem po drodze) idziemy jeszcze zobaczyć monastyr św. Jana Nowego. Jest pięknie, kolorowy dach, kręcą się popowie, klimat jest niesamowity. Warto było tu przyjść, bo to jedno z najpiękniejszych miejsc w mieście.
We
W końcu czas już do miasta schodzić. Uparłam sie jeszcze, żeby pójść poszukać kirkutu. Szliśmy i szliśmy, ładny hektar, po drodze ładny kościółek, ale na tyłach oblazly nas mrówki ;)
Kirkut się w końcu znalazł, ale... trochę się tego spodziewałam... jest schowany za murem i zamknięty na cztery spusty :( Coś tam widać przez dziurę w drzwiach, dwie pochylone macewy. Pytam się starszych ludzi w pobliżu, ale ciężko się porozumieć nie znając języka. Mowią, że na pewno ktoś klucz ma, ale nie wiedzą kto. Gdybym umiała choć pare słów, to pewnie bym spróbowała podzwonić po domkach, ktoś by pewnie coś wiedział, a tak... no cóż, szkoda.
Po drodze (a właściwie to nie tak całkiem po drodze) idziemy jeszcze zobaczyć monastyr św. Jana Nowego. Jest pięknie, kolorowy dach, kręcą się popowie, klimat jest niesamowity. Warto było tu przyjść, bo to jedno z najpiękniejszych miejsc w mieście.
We