Ten blog
Ten blog
 
 
 
 

 europa / europe  >>  bałkany / balkans 2008 >>  braşov


Bałkany / Balkans 2008


kolejką na górę / up with the cable car

ro
Rumunia - Braşov
14.08.2008
1 115 km

Pobudka o ósmej. Nareszcie się wyspałam! W hostelu ruch (co ci ludzie tak wcześnie wstają?!), na korytarzu słychać polski. Na szczęście z łazienką akurat nie ma problemu. Pakujemy plecaki, zostawiamy na dole.
Idziemy do wyciągu. Kolejka jest linowa, jak w górach, wagonik z malunkiem coca-coli już na nas czeka (bilet w górę i w dół 10 lei).
Najchętniej zeszłabym z góry pieszo, ale nie ma czasu (ten brak czasu już do końca podróży będzie nas prześladował). I już jedziemy w górę, przed nami piękny widok na stare miasto i na rynek. Nie zdążyłam się nim nacieszyć, bo wagonik nieźle zapieprza.

And


Gdzieś tu jest taras widokowy, szukamy i szukamy. Wdrapaliśmy się na górkę, gdzie stoi flaga, ale tam cały widok przesłaniają krzaki. Obeszliśmy pagórek (były jakieś tabliczki, ale tylko po rumuńsku), droga opada w dół, ale jest ścieżynka w górę. Znów lądujemy pod flagą.
Wcisnęłam się przez barierki i jakieś pokrzywy do budki, gdzie jest mechanizm kolejki, ale i stąd widok mało atrakcyjny, tu z kolei są drzewa.
W końcu idziemy zapytać kelnerów w restauracji. Oczywiście powinniśmy iść tam, gdzie pokazywała tabliczka ;) To nic, że w dół. Idziemy trochę w dół, potem do góry i w końcu widok się znalazł! Stoimy na platformie obok napisu. Napis jest wielki z nazwą miasta, taki a la Hollywood. Doskonale widać go z dołu, a w nocy jest podświetlony.

We


Sam widok jest oszałamiający! Na wprost rynek z ratuszem (rynek jest trójkątny!) i uporządkowane uliczki starego miasta, po lewej biegnące w każdym możliwym kierunku uliczki dzielnicy rumuńskiej. Dalej wzgórza, a daleko po prawej wieżowce nowego miasta. Coś pięknego! Zaczepia mnie Andrei z Moldavii, gadamy tylko chwilę, bo trzeba wracać. Ale fajnie, lubię poznawać ludzi!

We


Na dole wchodzimy jeszcze do Czarnego Kościoła (bilety 2 i 4 lei). W sumie nic ciekawego, u nas jest cała masa takich kościołów i to ładniej wyposażonych. Jest tu wystawa o budowie kościoła i jego historii. Za to bardzo podobają mi się dywany, które kiedyś kupcy ofiarowali jako wota za szczęśliwy powrót z dalekich krajów. I potworki, które podtrzymują gotyckie łuki.

We


Śniadania nie było, więc trochę głodni szukamy tym razem już porządniejszej knajpki. Jak wieczorem wracałyśmy, to mignął mi gdzieś na tablicy napis mici, idziemy tam, jest! W podwórku bramy śliczna knajpka. Za 7 lei mam frytki z mici, nareszcie porządne jedzonko!!! Że też wczoraj tu nie trafiliśmy!
Przed pierwszą trzeba się zbierać, idziemy do hostelu, zabieramy plecaki i jedziemy autobusem na dworzec. W kasie daję pani karteczkę, dokąd chcemy jechać i o której, żeby na pewno nie było pomyłki, a pani się śmieje i po angielsku pyta mnie, czy druga klasa ;) Uśmialiśmy się wszyscy nieźle :) Bierzemy drugą klasę, osobowy (13 lei). Na peronie stoi piękny pociąg, ale do Bukaresztu.

We