Ten blog
Ten blog
 
 
 
 

 europa / europe  >>  bałkany / balkans 2008 >>  ruse


Bałkany / Balkans 2008


huraaaaa!!!!!!!!!

bg
Bułgaria - Ruse
17.08.2008
1 552 km

21:03 Odjazd z Bukaresztu. Nareszcie! Jedziemy na południe, hura!!!
Wagony rumuńskie. Wstyd i tragedia, pociąg przecież międzynarodowy, kosztował niemało, a tu tak brudno, standard jak u nas 20 lat temu. A niektóre pociągi na dworcu takie ładne były ;)
Na przedmieściach Cyganie siedzą sobie, grillują, gadają, dzieci rozrabiają. To właśnie u nich mi się tak podoba, u nas niestety tego brak. Na pożegnanie widzę jeszcze samolot podchodzący do lądowania. Bye bye Romania!
Po drodze spotkała nas jeszcze jedna niespodzianka. Krzysiek zauważył, że Księżyca ubywa. Okazało się, że jest zaćmienie!!! I to aż 80%! Pięknie było widać! Magiczna noc :) A przy tym wszyscy dookoła gadają z sobą, w przedziale mamy Hiszpanów.
Przed jedenastą byliśmy już w Giurgiu. Trochę postaliśmy, przyszedł pan celnik rumuński, posprawdzał po łebkach paszporty i ruszyliśmy przez słynny most przyjaźni. W sumie nawet się ucieszyłam, że jedziemy tym pociągiem, warto choć raz w życiu to zobaczyć. Dunaj już tyle razy widziałam, a wciąż robi wrażenie. Po jednej stronie jeszcze Rumunia, po drugiej już Bułgaria. Pociąg puka i stuka, jedzie bardzo powoli. Pośrodku mijamy chyba budkę strażnika. Przejeżdżamy i już... jesteśmy w Bułgarii :) HURA! Tak się ogromnie cieszę, że znów tu jestem!!! Juhuuuu! Czuję się troszkę tak, jakbym wracała do domu...
Ruse wita nas widokiem na jakieś kominy fabryk. Już stacja, pan celnik sprawdza paszporty, pyta dokąd jedziemy, a ja nareszcie mogę mu odpowiedzieć! :) Wysiadamy tu jako jedyni, reszta chyba do Sofii jedzie. Na peronach ludzie czekają na pociągi.
Zaczepia nas jakiś taryfiarz. Pyta, gdzie jedziemy, koniecznie chce nas do Szumen zawieźć za 30 euro. Grzecznie mu mówię, że nie mamy tyle kasy, on przekonuje i przekonuje, ale w końcu się odczepił.

And


W informacji pani bardzo niechętnie udziela informacji, przerwaliśmy jej lenistwo ;) Pierwszy pociąg (w kierunkach, które nas interesują) jedzie do Szumen o 6:10 rano. Jest dopiero północ, więc idziemy szukać dworca autobusowego. I tu pierwszy odjeżdża po szóstej, ale za to od razu do Dobricz.
Mamy sześć godzin. Najchętniej bym poszła połazić po mieście, ale znów nie każdemu się chce. Przy dworcu jest hotel, wchodzimy zapytać po ile nocleg. Dwójka 60 lv. Hmm, nie skorzystamy, pytam, czy jest tu gdzieś coś tańszego. Są na tyle mili, że gościu wychodzi nawet z nami na ulicę, żeby pokazać, gdzie mamy iść. Rozumiem go trzy po trzy, ale i tak mam ogromną radochę, że umiem zapytać i się choć trochę dogadać :)
Szwędamy się po mieście, idziemy szukać drugiego hotelu. A tam, bardzo zmartwiona pani (chyba naprawdę wyglądamy na zmęczonych) mówi, że nie ma pokojów. Ale zadzwoniła do innego hotelu, jest jedna trójka. Tłumaczy nam, jak tam dojść. Na koniec jeszcze pytanie o cenę i... uuu, chyba nie skorzystamy - trójka 70 lv. No cóż, łóżka będą jutro ;)
Wracamy na dworzec. Jest nawet całkiem ładny, a my zajmujemy dwie ostatnie wolne ławki. Na innych już śpią inni podróżni. W śpiworach, jedna pani ma nawet opaskę na oczach ;)
Łazienka też bardzo ładna, idziemy z Anią choć trochę się umyć (0,30 lv). W łazience fajny starszy dziadek, mówi na pożegnanie ciao. Juhuuu, jak dobrze znów usłyszeć ciao!!! Hura!
Jedno z nas czuwa i pilnuje bagaży, reszta śpi. Ławki niewygodne w cholerę, ale lepsze to, niż nic.

We