świat / world >> maroko / morocco 2009 >> nekob
Maroko / Morocco 2009
sjesta w basenie / siesta in a pool
Maroko - Nekob
30.04.2009
4 192 km
Ponieważ mieliśmy do przejechania jeszcze sporo kilometrów, to zatrzymaliśmy się na odpoczynek. W Nekob znaleźliśmy fajną kazbę, z drzewkami pomarańczowymi i niebieskim basenem. Pan powiedział, że możemy się wykąpać, więc chłopaki wskoczyły do wody od razu, my z Darią poszłyśmy do auta po stroje i siup do wody. Cudownie nam to zrobiło, po takim upale i męczącym dniu super było choć trochę popływać.
We still have many kilometers to go so we decide to take a rest.
We still have many kilometers to go so we decide to take a rest.
Zgłodnieliśmy już nieco, więc zjedliśmy po małym co nie co. Mój omlet to nic specjalnego (oni w ogóle jakoś dużo jajek tu konsumują), ale za to można było wejść na górny taras hotelu. Widok z góry rewelacja, można oglądać całe miasto, a w dali brązowe góry. Pięknie, warto było się tu zatrzymać. Szkoda, że nie możemy zostać na noc, bardzo klimatyczne pokoje, cóż, warto wiedzieć, że takie miejsce istnieje :)
We are hungry already so we must eat something.
We are hungry already so we must eat something.
Po drodze wjeżdżamy do starej opuszczonej kazby. Pełno tu takich jest.
Od razu pojawił się starszy chłopiec na osiołku. Robert chciał mu zrobić zdjęcie, chłopiec czym prędzej zsiadł i spokojnie poczekał, aż obfotografujemy osiołka.
Weszliśmy na górę. Obeszliśmy kazbę dookoła. W środku zawalone schody. To niesamowite, jak szybko te domki się rozpadają. Wystarczy pewnie, że kilka razy dobrze popada. Pojawił się też jakiś koleś z łopatą. Nic nie mówił, tylko nam towarzyszył.
Przy zejściu oblepiły nas dzieci. Chciały jakieś długopisy. Dałam im bułkę, pytały skąd jesteśmy. Pojawił się koleś z łopatą, rzucił jakiś żart na mój temat i dzieci w śmiech. Hmmm... Prawdopodobnie chodziło o moje krótkie spodenki...
We make a stop near an abandoned kasbah.
Od razu pojawił się starszy chłopiec na osiołku. Robert chciał mu zrobić zdjęcie, chłopiec czym prędzej zsiadł i spokojnie poczekał, aż obfotografujemy osiołka.
Weszliśmy na górę. Obeszliśmy kazbę dookoła. W środku zawalone schody. To niesamowite, jak szybko te domki się rozpadają. Wystarczy pewnie, że kilka razy dobrze popada. Pojawił się też jakiś koleś z łopatą. Nic nie mówił, tylko nam towarzyszył.
Przy zejściu oblepiły nas dzieci. Chciały jakieś długopisy. Dałam im bułkę, pytały skąd jesteśmy. Pojawił się koleś z łopatą, rzucił jakiś żart na mój temat i dzieci w śmiech. Hmmm... Prawdopodobnie chodziło o moje krótkie spodenki...
We make a stop near an abandoned kasbah.