Ten blog
Ten blog
 
 
 
 

 europa / europe  >>  bułgaria 2011 >>  gela


Bułgaria 2011


gdzie ten szlak?! / where is the trail?!

bg
Bułgaria - Gela
31.08.2011
1 736 km

Dziś pełne lenistwo – wyszłam dopiero po jedenastej. Pojechałam do wioseczki położonej nieco wyżej – nazywa się Gela. Zostawiłam autko przy czeszmie. Pan, który przyjechał po wodę tłumaczy mi, jak dojść na Goliam Perelik. Sam chyba za bardzo tego nie wie, bo chce się kogoś zapytać, ale ludzi tu jak na lekarstwo ;) Widzę zdziwienie w jego oczach, że jestem sama...
Idę w górę asfaltową drózką. Asfalt wkrótce się kończy, a ja spotykam jeszcze starszą panią, która też tłumaczy mi, jak dojść na górę i też mówi, że samemu to niebezpiecznie. Hmmm.
Dróżka wiedzie lekko w dół. Przy strumyku żółty szlak prowadzi pod górę, no to ruszam. Wkrótce przy szlaku odkrywam pełno malin. Jakie pyszne, słodziutkie! Aż dziw, że tyle ich tu. Są też poziomki, ale niedużo, a w innym miejscu jagody. Żyć nie umierać!

Today full laziness - I go out barely at eleven.

foto

Dwa razy przekraczam strumyk. I wszystko zgadzało się z mapą, póki szlak nie opuścił strumyka... ;)
Przede mną rozwidlenie: jedna dróżka wiedzie na wschód, druga stromo pod górę na południe. I nie ma żadnych znaków, choć gdy szlak opuszczał strumyk, znak był. Idę kawałek oboma dróżkami, żeby sprawdzić, czy gdzieś się jednak znak nie znajdzie – nie ma. W dodatku obie dróżki jakby giną w lesie, sprawdzam obie raz jeszcze. Pojawia się myśl, aby zawrócić, no ale jak to, wracać tą samą drogą?!
W końcu wybieram dróżkę południową – zgodną z kierunkiem szlaku na mapie. Znaków nie ma żadnych. Wychodzę na polanę – tu już dróżki nie ma wcale! W dodatku polana zawalona pościnanymi drzewami, przejść okropnie ciężko! Kręcę się trochę, czas ucieka, ale w końcu na jednym z drzew znajduję znak. Cóż z tego, gdy szlaku nadal nie widać! ;)

I cross a stream twice.

foto

No ale uparta jestem, co mi szkodzi, przedzieram się przez maliny, osty, wysoką trawę i gałęzie dalej w górę. Docieram do jakiejś pseudo drogi biegnącej w poprzek, ale chyba nie używanej, bo leży na niej zwalone drzewo. No ale dróżka owa przynajmniej na mapie jest zaznaczona ;) Znaków nadal żadnych, więc ruszam po prostu w górę wzdłuż maleńkiego strumyczka, kompletnie już teraz na szagę – jak każe mapa. O dziwo kawałek wyżej znajduję kilka żółtych znaków. W końcu gramolę się na kolejną, szerszą tym razem poprzeczną dróżkę – to chyba ta jest zaznaczona na mapie. Ufff, dość już mam krzaków! ;) Teraz już wiem, czemu tyle malin tam było ;)
Zastanawiam się co dalej, czy wracać już na dół, czy jednak na Perelik spróbować dotrzeć. No ale ponieważ łażenia na szagę mam już dziś serdecznie dość, w dodatku pojawia się znak szlaku w górę, więc jednak idę w górę. Dróżka początkowo wygląda w porządku, ale wkrótce znów jakby ginie wśród wysokiej trawy. Znaki jednak widać, więc uparcie pnę się po stromiźnie w górę – znów na szagę ;) Drogowskazem są słupy podtrzymujące przewody z prądem – no, skoro idzie prąd, to na pewno do schroniska! ;)

Well, I'm stubborn

foto

Wkrótce dróżki znów już nie widać, wyłażę pod słup (stromo jak cholera), żeby się rozejrzeć – na południu kolejny słup i jakiś budyneczek chyba rozdzielni, tyle że... na sąsiedniej górce! No nie! W dodatku gdzieś blisko zaczyna mruczeć burza... Wiem, że jestem już blisko i zła jestem jak cholera, ale w końcu decyduję posłuchać głosu rozsądku i jednak zawrócić. Gdyby jeszcze po drodze były jakieś ładne widoki, ale nic tylko choinki i choinki! ;) Cóż, góry pokazują czasem człowiekowi, jaki jest malutki...
Grzmi i pada coraz bardziej, więc schodzę najbliższą porządnie wyglądającą drogą w dół do wsi Stikuł. I tędy trzeba było wchodzić! Szlak jest szeroki choć dość monotonny, bo znów las przesłania widoki.

Soon I cannot see the path again