Ten blog
Ten blog
 
 
 
 

 europa / europe  >>  bułgaria 2011 >>  lednicata


Bułgaria 2011


miało być 2 188 m npm. / it was supposed to be 2 188 m AMSL

bg
Bułgaria - Lednicata
1.09.2011
1 744 km

Miałam dziś wcześniej wstać... no ale w końcu jestem na wakacjach! ;)
Tym razem wygrzebałam się dopiero po dziesiątej.
Jadę prosto do Gela. Zostawiam autko nieco wyżej niż wczoraj. I kieruję się kamienistą dróżką do Lednicata Hiża. Cóż, wczoraj nie udało się od północy, to dziś ruszam od zachodu ;)
Drogowskazy pokazują drogę co kawałek – dziś aż za dużo, bo droga jest prosta i nie da się pomylić! Sosny nie rosną tu tak okropnie gęsto, więc czasem trochę widoków jest :)
Nie uszłam daleko, gdy zatrzymuje się koło mnie auto. Koleś pyta, czy mnie podwieźć do Lednicata. Właściwie czemu nie, będę miała więcej czasu tam na górze. Dróżka na pieszo jest ok, ale dla auta... dziwię się, że oni tu tak w ogóle jeżdżą. Koleś jedzie do pracy, gdzieś tam się woda leje i ma sprawdzić.
Raz dwa jesteśmy na górze. Schronisko dość spore, teraz puściutkie. Wchodzę tam na chwilę, kibelki jak za komuny, czyli dziura w podłodze ;) Spotykam tam tylko jednego drwala, który gada coś o whiskey – z nim akurat nie mam ochoty na konwersacje...

I was supposed to get up earlier... but well, it's holiday! ;) This time I go out after ten.

foto

Wokół pełno pasterzy, owiec i drwali, aż dziwnie mi tu jakoś... Więc napełniam tylko butelkę i czym prędzej uciekam na szlak ;)
Szlak wiedzie drogą dla ciężarówek, więc nie jest trudny. Sosny rosną coraz gęściej.
Wkrótce dochodzę do poprzecznej, porządniejszej drogi. I co dalej? Mapa pokazuje szlak prosto, ale prosto nie ma nic, tylko góra. W prawo czy w lewo? Znaków znów nie ma...
Opcje na dziś miałam dwie: albo pójść łatwą i przyjemną dróżką do Mugła albo wdrapać się na Orfej / Goliam Sneżnik. Zdecydowanie ta druga nazwa bardziej mi się podoba, no ale na szlakach wszędzie jest Orfej... pewnie propaganda dla turystów, bo ponoć z Rodopów właśnie Orfeusz pochodzi...
Idę na chybił trafił na wschód. No i los zdecydował za mnie – nie ma tu nigdzie szlaku na górę, ale za to jest pełno malin! :) Znów najadam się do syta – pychaaaaa! Tyle malin naraz chyba w życiu nie zjadłam – rosną wzdłuż całej dróżki :)
Spotykam pana drwala w ciężarówce. Widoki, hmm, średnio, lepiej niż wczoraj, ale i tak w większości między sosnami. I nie ma polanki, żeby usiąść. Ale dróżka jest przyjemna. No i te maliny!
W końcu dróżka prowadzi lekko w dół. I rozwidlenie – oznaczone nawet ;) Do Mugła szlak odbija w lewo i w dół – choć z mapy wynika, że powinien odbić w prawo... Prosto do Dospat. Jest też szlak w górę na Orfej (nie ma go na żadnej mojej mapie). Tak się zastanawiam, bo kusi... No ale raz, że już późno. Dwa, na niebie znów zbierają się jakieś podejrzane chmurzyska... Więc jednak z wielkim żalem zawracam. I dobra to była decyzja, bo po kwadransie słyszę pomruk zbliżającej się burzy! Kurka felek, coś nie mam tu szczęścia do pogody! Może dlatego tak mało spotykam tu ludzi? Dziś, pomijając pasterzy i drwali, minął mnie jeden koleś na rowerze i na końcu dwóch idących do Lednicata.

There are many shepherds, sheeps and lumberjacks around, I feel a bit strange... So I fill my bottle and run away quickly to the trail ;)

foto

Cóż, trzeba wydłużyć krok, bo lepiej być na dole, jak burza przyjdzie. No ale od czego jest hiżata! Idę więc do schroniska schować się przed burzą i deszczem. Z biura wychodzi jakiś pan, pytam po ile tu łóżko, pan, że mi nie powie, bo on nie jest hiżar – fajna nazwa – pan schroniskowy :))) A pan schroniskowy zostawił kartkę, że wraca za godzinę – ta kartka wisi tu od rana o ile się nie mylę ;) Przysiadam na skuterze śnieżnym – na liczniku 140 km/h :) Jest i ???? – jak w zegarze :) W zagrodzie sympatyczny cielaczek.
Miałam zobaczyć jeszcze gdzie idzie ten szlak na Orfej, ale się nie udało. Miałam też zobaczyć peshterata, no ale to chyba następnym razem. Teraz, gdy tylko lekko się przejaśnia, ruszam na dół. Teraz mam czas, więc mogę przysiąść na wielkiej polanie i podziwiać widok – chyba najładniejszy przez te dwa dni.
Widok widokiem, ale znów zaczyna padać, więc trzeba się zbierać. W dodatku wkrótce znów zaczyna grzmieć, na szczęście jestem już blisko Gela, więc nie zmoczyło mnie za bardzo.
Wracam na dół, oczywiście, gdy jestem w drodze, to znów wyłazi słońce! Pokazuje się też tęcza :)
Korzystając z resztek dziennego światła, wspinam się jeszcze uliczkami w Shiroka Łoka, by porobić trochę zdjęć. A potem wyczekana kolacja: czuszka biurek i frytki z sirene – mniam! Plus na koniec dnia kolejna burza.

Well, I should hurry a bit, it's better to be down there when the storm comes. But well, there is hizhata! So I go to the mountain hut to hide from storm and rain.