Jedziemy do Zlatibor. Tu prześpimy się przed dalszą drogą. Ze znalezieniem noclegu nie ma tu problemu, miasteczko to właściwie hotel na hotelu. Pan z kiosku zamyka kiosk i wiezie nas do 'apartamentu'. Apartament to zwyczajne mieszkanie na parterze. Śmiejemy się, jest wesoło, na końcu pan wyskakuje przez balkon i jedzie z powrotem otworzyć kiosk.
A my idziemy do miasta, które okazuje się jednym wielkim kurortem.
Jest tu sztuczne jezioro, po którym można popływać rowerem wodnym. Ale plaży żadnej nie ma. Za to ludzi multum, pełno straganów ze wszystkim i niczym i jedzeniem, sklepików, wesołe miasteczko i śmieszne sztuczne koniki dla dzieci, knajpy nad jeziorem. Turystów obcych zero i to jest fajne, ale tak szczerze mówiąc, to nic ciekawego tu nie widać, poza tym, że jesteśmy w Alpach Dynarskich, na ponad tysiącu metrów, ale nawet gór z miasta nie widać. Może jedynie ze względu na okolice może być ciekawe? Wypady w góry i na narty zimą? No ale klimat specyficzny jest.
Bla