Ten blog
Ten blog
 
 
 
 

 świat / world  >>  tajlandia i kambodża 2014  >>  doha


Tajlandia i Kambodża / Thailand and Cambodia 2014


przesiadka ze zwiedzaniem / stopover with sightseeing

qa
Katar - Doha
20.10.2014
4 258 km

W Doha lądujemy z półgodzinnym opóźnieniem.
Na nowym lotnisku nie ma już podziału na transfer i przyloty, wysiada się na przylotach i gdy ktoś chce wyjść do miasta, po prostu musi skierować się do arrivals.
Wiza kosztuje 100 riali, płatność tylko kartą. Przy wyjściu prześwietlany jest bagaż, więc o jakimkolwiek alkoholu można zapomnieć. Mnie jest to akurat kompletnie obojętne.
Wymieniamy trochę kasy. Kantor jest schowany, trzeba się nieźle rozglądać. Są też automaty.
Zaczepia nas jakiś koleś, nie taksiarz, który zawiezie nas do miasta za 70 riali. My twardo, że za 50 i idziemy do taksówek. W końcu koleś zgadza się na pięćdziesiąt.
Jedziemy do nowego centrum, które tak pięknie było widać z samolotu.

We land in Doha half an hour later.

to tylko dwa / here only two of them

Koleś wysadza nas w samym centrum. Wokół nas wysokie nowe budynki w przeróżnych kształtach, przepięknie i fantazyjnie oświetlone. Wygląda to naprawdę niesamowicie.
Koleś mówił coś o plaży, ale żadnej plaży tu nie ma. Między nami a brzegiem jedna wielka budowa. Praca wre nawet w nocy. A może właśnie w nocy? I przez to wszystko jest okropnie zakurzone, pokryte czerwonym pyłem kompletnie. Gdzie nie gdzie czuć też gaz.
A może koleś miał na myśli nabrzeże, które jest kawałek dalej? Jest co prawda całe wybetonowane, ale miejscami są schodki do wody. Ludzie siedzą sobie jak na pikniku, gadają, łowią ryby (choć są tabliczki z zakazem), niektórzy biegają. A przecież jest środek nocy.
Idziemy wzdłóż tegoż nabrzeża wracając w kierunku lotniska. Okrążamy zatokę, więc z tyłu mamy piękny widok na to piękne nowe miasto. Dla tego właśnie widoku przyjeżdża się do Doha.

The driver

widok z drugiej strony zatoki / the view from another side of the bay

Są też jakieś mozaiki, nowe całkiem, ale ładne, są przyrządy do ćwiczeń. Jest i wielka maskotka niedalekich mistrzostw świata w piłce nożnej (wygląda jak Koziołek Matołek), które tu właśnie będą się odbywać. Widać też jakiś pałac. Fury jeżdżą niezłe.
Upał daje się we znaki i po trzygodzinnym spacerze chyba nie tylko ja mam dość. Łapiemy więc taxi. Nie ma z tym problemu, co chwilę jakaś jedzie i trąbi czy nas nie zabrać. Tym razem płacimy według taksometru, czterdzieści riali, ale byliśmy bliżej, więc można przyjąć, że te pięćdziesiąt to w miarę normalna cena. Korków nie było w ogóle, jak mówiła stewardessa (pytałam jeszcze w Warszawie ile mniej więcej potrzeba kasy na taxi i czasu, żeby zrobić sobie spacer po mieście), nie wiem, może są w weekend. My widzieliśmy miasto raczej wymarłe, ludzi mało, jeździły tylko auta, a i to nie za wiele.
Wiza może do najtańszych nie należy, ale warto zrobić sobie przerwę, żeby miasto zobaczyć.
Na lotnisku mamy sporo czasu. Sklepów sporo, ale ceny raczej nieciekawe. Np. woda 0,7l evian kosztuje 10 riali.
Idziemy poszukać pokoju ciszy. Jest otwarty całą noc, choć ludzie pisali, że o dziesiątej zamykają. Ale jest tam zimno jak jasna cholera, więc ewakułuję się poszukać prądu. Gniazdka są wszędzie, ale potrzebna jest przejściówka, moja przeszła chrzest bojowy.
Samolot większy ale chyba gorszy. B777. Wieje w cholerę i hałasuje w cholerę. A może nie podoba mi się dlatego, że przez swoje gapiostwo nie mam miejsca przy oknie? Tylko obok. Przy oknie siedzi koleś w śmierdzących skarpetkach. W dodatku cieknie mu z nosa. W dodatku zamknął okno i z widoków nici :( Więc jest to chyba mój najgorszy lot w życiu. Choć takim samolotem jeszcze nie leciałam.
Jedzenie tym razem biorę z kurczakiem. Kiełbaska kurczakowa była jeszcze większą porażką niż ta wołowina. Reszta ok. Na koniec dali jeszcze niedobre ciasteczko z kurczakiem i dobrą babeczkę ;)
Dłuży mi się ten lot okropnie, lądowanie prawie przesypiam, choć za oknem nieźle wybudowane cumulusy.

There are also mosaics, quite new ones, very nice, there are