Ten blog
Ten blog
 
 
 
 

 świat / world  >>  tajlandia i kambodża 2014  >>  siem reap

cb
Kambodża - Siem Reap
24.10.2014
10 078 km

Podróż do Siem Reap zajmuje trochę ponad dwie godziny. Była mowa, że koleś zawiezie nas pod hotel. Naganiacz chciał zapłatę z góry. Twardo daliśmy mu połowę. Taksiarz wysadza nas na przedmieściach i wsadza w tuktuki, za które niby płacić nie mamy. Że niby do centrum autem nie można wjechać. Bzdura totalna. Jak już do tuk-tuków wsiedliśmy, to oczywiście okazało się, że chcą nas wieźć do jakiś swoich hoteli. Ech, mam już dość tej cholernej mafii, nie lubię, jak ktoś się na coś umawia, a potem próbuje wtykać zupełnie coś innego! No owszem, patrząc z drugiej strony, jest to na pewno część lokalnego kolorytu ;)
W końcu szczęśliwie dotarliśmy jednak do naszego Happy Guest House.
Happy Guest House okazał się strzałem w dziesiątkę. Domek spory, drewniany, w starym stylu. Pokoje ładne dwójki za osiem dolców. Zostajemy :)

The journey to Siem Reap takes a bit more than two hours. We made a deal that the taxi driver would take us to the hotel.

most w Siem Reap. w sobotę siedział tu koleś z gitarą. wcale nie zbierał kasy,
tak po prostu pięknie śpiewał i grał, sprawiając ludziom radość :)

a bridge in Siem Reap. on saturday a man with a guitar sits here.
he doesn't ask for money, just sings and plays, making people happy :)

Idziemy do miasta. Jesteśmy już mocno głodni, więc długo nie szukamy, zostajemy w knajpce nad rzeką. Nazywało się to Royal coś tam. Niestety kolejny negatyw. Po angielsku niby gadają, ale jak trzeba coś zrozumieć, to już mają problem i to spory. Albo udają, że rozumieją. A może nie chcą? No dobra, to my tu jesteśmy gośćmi, oni wcale nie mają obowiązku po angielsku gadać.
Ale co zamawiamy, to nie ma. Piwo jest tylko w butelce – droższe. Łukasz nie mógł się dowiedzieć, jak jest podawany tofu. Basia dostaje kompletnie coś innego, niż zamówiła, mimo dokładnego pokazania palcem w menu. Pani chce przynieść to dobre, ale okazuje się, że nie ma. Lucka było niezbyt dobre. Mój makaron też. I mimo, że oni są mili i się uśmiechają, to wrażenia mamy niemiłe.
Cóż, idziemy do miasta. Są sklepy z pamiątkami, ale chyba jednak te w Tajlandii były trochę lepsze. Ale i tu można się spokojnie targować (o wiele bardziej niż w Tajlandii, jak się potem okazało).

We are very hungry so we don't look for a long time, we stay in a restaurant at the reier bank. It's name is Royal something. Unfortunately it's another negative. It seems they speak english but when they must understand something it's a big problem. Well, maybe they don't want to? Ok, we're guests here, they don't have to speak english.
But whatever we wanna order it's not avaliable. There is only a bottle beer - more expensive. It's not possible to get known how tofu is served. They bring Basia something completely different then she's ordered, she showed it exactly in the menu before. The waitress wants to bring the dish she ordered but it wasn't avaliable. Lucek's dish isn't too good, my pasta either. And even if they are nice and smile, our feelings are not positive.
Well, we go to the city. There are souvenir shops, but I guess those in Thailand were a bit better. But you can also bargain here (even more than in Thailand).

kolorowa ulica / the colourful street

W końcu trafiamy na kolorową dzielnicę marketów, sklepów i straganów i knajp. Jest tego tyle, że w jeden wieczór obejść się nie da. Gdzieś można zjeść kawałek krokodyla. Nie tylko zjeść, bo są też sklepy z krokodylami wypchanymi, małymi i dużymi i torebkami. Jest fajnie, gwarnie i kolorowo, tuk-tukowcy zaczepiają chyba jeszcze bardziej niż w Tajlandii. Z jednym umawiamy się na jutro.
No ale dwie godziny snu robią swoje, nie mam już nawet ochoty oglądać ani przymierzać. A mimo to wracam jeszcze z Łukaszem na stragan po owoce, kupuję dragon fruita, mango, passion fruita i banany, które te dostępne u nas przypominają tylko z nazwy. Tutejsze są mniejsze i słodsze.

Finally we