Ten blog
Ten blog
 
 
 
 

 świat / world  >>  tajlandia i kambodża 2014  >>  angkor wat


Tajlandia i Kambodża / Thailand and Cambodia 2014


kolejny dzień w Angkor / another day in Angkor

cb
Kambodża - Angkor Wat
26.10.2014
10 112 km

Rano na śniadanie kolejna próba miejscowych przysmaków. Dostałam rodzaj naleśnika, ciasto pycha, nadzienie to mieszanka warzyw.
O wpół dziesiątej wyruszamy na dalszy podbój Angkor Wat.
Najpierw pan wysadza nas przy wielkim sztucznym jeziorze Srah Srang, którego brzegiem można dojść do wioski. Ponoć prawdziwej, ale na ile w dobie wszechobecnych turystów? Nie idziemy, bo sporo czasu by nam to zabrało.
Naprzeciwko drogi jest świątynia Banteay Kdei z dwunastego wieku. Klimat super i pełno zakamarków. Jedna z najfajniejszych jak dla mnie. Może dlatego, że nie była nigdy restaurowana i część jest po prostu zawalona. Dawniej była buddyjskim klasztorem.
Tu akurat chętnie bym została dłużej.

In the morning anither

w Banteay Kdei / in Banteay Kdei

Następny przystanek to znów Ta Prohm. Wczoraj było już nieco za późno na porobienie ładnych zdjęć, szczególnie dla mojego aparatu. Dziś przy odrobinie cierpliwości można piękno tego miejsca uchwycić.
A mimo to męczy mnie jakoś dziś to wszystko i nie tylko mnie chyba. Ludzie pisali na forach 'ileż tego można oglądać' i jest w tym sporo prawdy. Pojawia się trochę przesyt i w pewnym momencie zlewa się to wszystko w jedną całość. Warto może zrobić sobie dzień przerwy. Ale i tak warto po stokroć to wszystko zobaczyć!!!
Chmury są, trochę nawet popaduje, ale na szczęście akurat gdy siedzimy w tuk-tuku. Kierowca ma gorzej, bo w przeciwieństwie do tych tajskich, tutejsze tuk-tuki nie zapewniają mu ochrony przed deszczem.

the mext stop is Ta Prohm again.

Ta Prohm

Przy kolejnej świątyni Ta Keo (czyli Wieża z Kryształowego Szkła) cienia właściwie nie ma, a wdrapać się znów trzeba na wysokość dzwudziestu dwóch metrów po wysokich i stromych kamiennych stopniach. Nie ma tu właściwie nic ciekawego, poza tym, że można skryć się w cieniu jednej z pięciu wież na szczycie ;) I poza pięknym widokiem na dżunglę :) I poza tym, że trzeba uważać, żeby nie spaść – zawsze to jakaś przygoda ;) Nie, żeby spaść ;)
Bardzo ładnie za to wygląda z dalszej perspektywy. Pochodzi z przełomu dziesiątego i jedenastego wieku, a poświęcona jest Sziwie. Co ciekawe, nie jest skończona, nie wiadomo dlaczego. I jest w całości zbudowana z piaskowca.

There is no shadow actually near the next temple Ta Keo

Ta Keo

Następna jest East Mebon. Zbudowana w dziesiątym wieku, przez króla Rajendravarmana II. Kiedyś nzajdowała się na wyspie, na sporym jeziorze i otoczona była polami ryżowymi. Ma pięć wież, które miały symbolizować mityczną Górę Meru. Pilnują jej lwy i słonie i te słonie właśnie najbardziej mi się tu spodobały ;)

The xext one is East Mebon.

słoń z East Mebon / an elephant from East Mebon

Kolejna świątynia jest dość mała. To Ta Som. I też pełna zakamarków. I ma małą bramę, zarośniętą korzeniami, wygląda to super. Kiedyś na wschodniej bramie też tak było, ale drzewo zostało usunięte. Trochę szkoda, ale może dzięki temu wnętrze świątnyni jest ładnie oświetlone? I pięknie widać jej płaskorzeźby, których jest całkiem sporo.
I tu możnaby spędziś więcej czasu, jedyne, co nam przeszkodziło, to deszcz.
W stawku obok kąpią się dzieciaki. I te dzieciaki, próbując coś sprzedać, są tak namolne, że aż nie chce mi się do nich odzywać :/ To samo było na parkingu.

The next temple is quite small.

brama do Ta Som / the gate to Ta Som

Do następnej, Neak Pean idzie się dłuuugą kładką po dużym jeziorze. Dalej jest małe sztuczne jeziorko, ze światynią i tygrysem z kamienia. Tu akurat na brzeg podejść się nie da, bo jest ogrodzony. Szkoda i szkoda też, że jets akurat pochmurno, bo mogę sobie wyobrazić, jak jest tu pięknie, gdy świeci słonko. A jak było pięknie kiedyś, gdy po jeziorze pływała złota łódź?
Świątynia jest z dziesiątego wieku, zbudowana przez króla Jayavarmana VII dla buddystów. Wzorowana była na Jeziorze Anavatapta w Himalajach, które jest położone na czubku świata. Centralna wieża poświęcona jest istocie Avalokitesvara, która odpowiada za współczucie.

The next one, Neak Pean is accesible by walking a loooong gangway on a big lake.

Neak Pean

I w końcu ;) przyszedł czas na ostatnie miejsce, ale chyba najładniejsze – Preah Khan (czyli Święty Miecz). Wiedzie do niego kolejna ciekawa brama. Jest spore i z mnóstwem zakamarków, kolorów, korzeni na murach (choć miejscami niestety poobcinanych). Tu naprawdę fotograf ma wielkie pole do popisu. Znów, jeśli nie trafi się akurat na chińską wycieczkę ;) Ale miejsce jest super!
Strażnik – ale chyba fałszywy – oferuje do kupienia naszywki straży.
Świątynia stoi tu od końca dwunastego wieku. Zbudował ją król Jaya-varman VII aby uczcić pamięć swego ojca Dharanindravarmana w miejscu wcześniejszego swego zwycięstwa w bitwie z Chamami?????

And finally ;) the time comes for the last place, but I think the most beautiful - Preah Khan (which means the sacred sword). Another interesting gate leads inside. The place is quite big with a lot of

zakamarki Preah Khan

Na koniec siadamy na chwilę przy coli, żeby ustalić plan na jutro. Opcji jest kilka, co do świątyń, jesteśmy zgodni, że mamy juz dość, choć wszystkich nie widzieliśmy i jeszcze jeden dzień spokojnie możnaby tu spędzić. Łukasz chce jechać do świętego miejsca, o którym piszą, że jest bardzo komercyjne i jeszcze trzeba sporo zapłacić, żeby tam wejść. My chcemy do wiosek, ale nie za bardzo wiadomo, jak tam dojechać, nasz tuk-tukowiec nie chce.
Temat pozostaje więc otwarty aż do obiadu. Okazuje się, że hotel też oferuje wycieczki do wiosek i na jezioro. I można też umówić się z innym tuk-tukowcem na taką wycieczkę. Co bardzo mi odpowiada, bo jakoś nie mam ochoty telepać się minibusem i kupą ludzi obok. Łukasz chce wracać do Tajlandii.
Pod wieczór wychodzimy znów do miasta. W trochę inną stronę, żeby wciąż tych samych miejsc nie oglądać. Są wypasione hotele i zwyczajne sklepiki i nawet pizzeria. Na pobliskim rogu jest sklep. Mają mniej więcej to, co europejczyk do przeżycia potrzebuje. Czyli jakieś w miarę normalne jedzenie. Niestety sklep jest typowo dla turystów, ceny jak w Europie zachodniej, na przykład mars kosztuje dwa razy tyle ile w PL. No może mars to akurat temat w Azji nie codziennie spotykany, ale nawet miejscowe na przykład chipsy ceny mają niebotyczne. Normalnych w naszym pojęciu sklepów – z normalnymi cenami znaczy się – właściwie nie ma.
Wracamy wcześnie, bo dziś w końcu chcę się wyspać. Zgrywam fotki na płytę, którą kupiłam wcześniej za cenę razy cztery jak u nas, w trakcie przez kwadrans nie ma prądu. I tyle to trwa, że po nagraniu jednej idę w końcu spać, a i tak wyspać się nie ma szans ;) Później, a jakże, nie było już nigdzie kompa, żeby nagrać płytkę. W Tajlandii w kafejkach kompy są, ale bez CDromu lub z zablokowanym. Bez sensu.

At the end we sit down for a while drinking coca-cola to discuss a plan for tomorrow. we have a few options, we agree that we have enough of temples, although we haven't see them all and we could spend here one more day. Lukas wants to go to a sacred place, they say it's very comercial and we would have to pay a lot to go inside. We wanna go to the villages, but we don't know how get thete, out tuk-tuk driver doesn't want to.
The plan is opened until dinner. It figures out that the hotel also sells the trips to villages and to the lake. And they can also arrange another tuk-tuk driver to take us there. Which is a good idea for me, I don't feel like taking a minibus and make it with a lot of people near me. Lukas wants to go back to Thailand.
In the evening we walk to the city again. We walk to another direction 'cause we don't wanna see the same streets all the time. There are nice hotels and common shops and even a pizzeria. There's a shop on a corner nearby. They have things which an european man needs to survive, I mean normal food. Unfortunately it's a typical shop for tourists, the prices are like in western Europe, for example mars costs twice as much as in PL. Well, maybe mars isn't a common product in Asia but even local chips for example cost really a lot. There aren't normal - I mean with normal prices - shops actually.
We come back early, I wanna take more sleep finally. I