Ten blog
Ten blog
 
 
 
 

 świat / world  >>  tajlandia i kambodża 2014  >>  phnom penh


Tajlandia i Kambodża / Thailand and Cambodia 2014


fajerwerki nad Mekongiem / fireworks at Mekong River

cb
Kambodża - Phnom Penh
29.10.2014
10 405 km

Idziemy jeszcze do centrum handlowego w wysokim budynku. Tak wysokim, że na górze jest taras widokowy. Ale żeby dotrzeć na górę, trzeba przedrzeć się przez nowoczesność, klimę i ceny jak z kosmosu. Za to z góry widać pięknie panoramę miasta. I to całkiem za friko. Ekstra! Widać, że powstają tu nowe budynki, jest kilka szklanych wieżowców. A wkrótce pewnie będzie ich więcej.

We walk to

panorama Phnom Penh

Mamy jeszcze trochę czasu, więc bierzemy tuk-tuka i jedziemy zobaczyć świątynię na wzgórzu Wat Phnom, a właściwie Wat Preah Chedey Borapaut (1 s). Według legendy świątynia powstała w czternastym wieku, gdy bogata wdowa Duan Penh znalazla w pobliskiej rzece drzewo z czterema posążkami buddy z brązu. Umieściła je właśnie tu na wzgórzu, w specjalnie wzniesionej świątyni. Inna wersja mówi, że wzniósł ją król King Ponhea Yat w piętnastym wieku, gdy przeniósł stolicę z Angkor do Phnom Penh. Mnie się chyba bardziej ta pierwsza wersja podoba ;) Ale faktem jest, że w wielkiej stupie obok świątyni spoczywają prochy owego króla.
Główna świątynia jest ładna, pięknie wymalowana ze sporym buddą. Ale ogólnie jest to miejsce, gdzie ludzie przyjeżdżają się pomodlić i można to zobaczyć. Przynoszą kwiaty lotosu i zapalają kadzidełka. Super. Poza główną świątynią jest tu jeszcze kilka mniejszych, gdzie można się pomodlić.
Potem łapiemy tuk-tuka (a właściwie on nas ;) ) z powrotem do miasta.
W przewodniku było miejsce o nazwie 'Kolory Azji'. Miał to być market z souvenirami. Marketu nie ma, jest tylko sklepik. Souveniry są, ale w cenach niezbyt ciekawych. Słonik solniczka jest, ale nie taki, o jakiego mi chodziło.

We still have some time so we take a tuk-tuk

Wat Phnom

Więc idziemy poszukać czegoś do jedzenia. W końcu siadamy w jakiejś małej restauracyjce. Makaron jest tym razem taki, jak z chińskiej zupki. Ale dobry i sycący.
Gdy słonko zachodzi, idziemy w kierunku pałacu. Dziś święto – rocznica koronacji króla. Na placu przed pałacem pełno ludzi, chodzą sobie, gadają, cieszą się, dzieciaki rozrabiają. Jak u nas. Tylko że tu można czasem zobaczyć ten prawdziwy khmerski uśmiech, wystarczy dobrze się rozglądać :) To taki szczery uśmiech, zupełnie bez powodu, dany tak po prostu. Taki, który zostaje w sercu na zawsze...
Nad Mekongiem tłum, ale jakoś udaje nam się znaleźć miejsce na murku i czekamy na sztuczne ognie. Zaczynają się nieco później niż wczoraj i są super! W dodatku światło odbija się w wodach rzeki. Pięknie!

I don't feel like going inside'

fajerwerki nad Mekongiem / fireworks at the Mekong River

Potem idziemy na północ, żeby znaleźć nocny market. Ulica, którą idziemy to nadrzeczna promenada. Nazywa się Riverside. Pełno tu hoteli i knajp. I straganów z jedzeniem. Są robale, takie prawdziwe, ludzie faktycznie je kupują – bynajmniej nie turyści, którzy tylko robią fotki ;) Tu taką fotkę robi się za darmo, w Tajlandii za fotkę sztucznych robali na Khao San trzeba zapłacić. My też skusiliśmy się tylko na zdjęcia ;)
Nocny market znaleźliśmy, ale... był pusty. Szkoda. Nie wiadomo, czy z powodu święta, czy ta nazwa to tylko tak sobie jest. PS. Gdy wracaliśmy znad morza mieliśmy tu przesiadkę koło północy i też było pusto.
W drodze powrotnej do hotelu mijamy pełno sklepików i straganów na małych bazarkach. Jeden sklep był tylko z droższym alkoholem. Ciekawe, czy to były oryginały, czy podróby?

We walk north