Ten blog
Ten blog
 
 
 
 

 świat / world  >>  tajlandia i kambodża 2014  >>  koh rong sanloem

cb
Kambodża - Koh Rong Sanloem
31.10.2014
10 618 km

Rano znów pobudka po szóstej. Nasz wczorajszy tuk-tukowiec przyjeżdża po nas o 7:30. Jedziemy do agencji, zahaczając po drodze o sklep. Wlaściciel przyjeżdża Harley’em. Inny koleś odbiera nas i prowadzi na nabrzeże. A tam do katamaranu wielka kolejka, wygląda na pełen, a my na szarym końcu. Ale w sumie na dobre nam to wyszło, bo spędziliśmy podróż na mostku kapitańskim :)
Płyniemy na Koh Rong Samloem. Pierwszy przystanek jest w zatoce, a drugi nasz. Wysiadamy na molo, które prowadzi wprost do plaży. I do domków. W jednym jest recepcja, w innym restauracja. Domki zrobione są z drewna i palmowych liści. Prąd jest między godz. 18-23. Przynajmniej teoretycznie ;)
Domki bardzo skromne, takie minimum właściwie. No ale czego nam więcej potrzeba? Jedyne, do czego mogę się przyczepić to czystość łazienki. Podłoga jest z betonu, brudna, a z kranu leci żółta woda. Ciekawe skąd płynie?

We

święta prawda

No ale nic, idziemy na plażę. Jest cudna, piaszczysta i długa i prawie zero ludzi. Woda w morzu jest cudnie turkusowa i przezroczysta, no i cieplutka. Prawie jak raj :) Prawie, bo nie ma palm na plaży ;) Jest bosko!!!
Z wody właściwie można nie wychodzić wcale, można na przemian pływać i leżeć. Czuję, jak złazi ze mnie całe zmęczenie, które skumulowało się w tej podróży. Miejscami woda jest zimniejsza, bo wpada do niej mała rzeczka.
Po plaży biegają maleńkie kraby. Rekinów nie widzieliśmy ;)

Well,

czego więcej trzeba?

Na początku na horyzoncie szwędały się małe cumulusy. Przychodziły sobie powoli, aż w końcu zaczęło grzmieć. O trzeciej wróciliśmy powoli na obiad. Ceny w restauracji nie są złe, choć nie ma wielkiego wyboru, więcej jest dań zachodnich niż azjatyckich. No ale makaron z warzywami sprawdza się zawsze :)
W międzyczasie zaczęło trochę padać. Nie żeby jakaś wielka ulewa. Kolory na horyzoncie wciąż się zmieniają, pięknie.

There were

molo

Wracamy na chwilę do domku i idziemy na spacer. Właściwie jedyny kierunek, który można tu obrać to pobliska wioska rybacka. W drugim kierunku tylko dżungla, z tyłu też. Na mapie widać było coś jakby piaszczystego wiodącego na południową stronę cypla. Koleś w agencji mówił, że jest to raczej ścieżka dla zwierząt. Hmm, trochę w dżunglę można się zagłębić, ale nie za bardzo, bo nie wiadomo, co tam czycha ;) Ścieżki zero.
Do wisoki idzie się plażą niecałe pół godziny. Są tu kolejne bungalowy, na obu końcach. Te po naszej stronie mają jeszcze dostęp do plaży, te na drugim końcu mają tylko skały.
Wioska to drewniane domki przy brzegu, w których mieszkają miejscowi. Wygląda to jak typowa Kambodża, którą widzieliśmy już wcześniej. Tylko zamiast bazaru są sklepiki i knajpy dla turystów. Nawet bilard jest. Tylko turystów tu za wielu nie ma, być może nie rozpoczął się jeszcze sezon. No i dobrze :)

We

jedyny ślad Heloween na wyspie / the only sign of Heloween at the island

Bungalowy na drugim końcu wioski mają zamiast plaży kamloty, ale za to mogą oglądać zachód słońca. My trochę się spóźniliśmy, ale kolory nadal są super.
Powoli wracamy, bo robi się ciemno, a trzeba przecież jakoś wrócić. Część ścieżki wiedzie dżunglą. Nie było tak strasznie ;)
Po drodze wskakujemy jeszcze do morza. Jest cudnie, woda nadal gorąca, chmurki i gwiazdy nad głową. A gdy zza chmur wygląda Księżyc, w wodzie widać wszystko, nawet dno :)
Gdy wracamy do domku, znów trochę pada, a w dali szwęda się burza. Na werandzie czeka niespodzianka w postaci sporej jaszczurki, która ochszczona została jako Felek :) Jest piękna, zielona w pomarańczowe kropki, pierwszy raz w życiu taką widzę :)
Dziś Heloween, aż żal iść spać ;)
Prąd jest do jedenastej, ale nawet później słychać warkot generatora i ścieżki oświetlone są światełkami. Miałam zamiar wstać o północy, jak już wszystko ucichnie, żeby posłuchać dżungli, ale generator wciąż warczał. O drugiej obudziła mnie burza, więc było słychać tylko deszcz, a przed domkiem zrobiło się jezioro. Nawet Felek się schował. Fajnie, prawdziwa ulewa ;) Na szczęście dach prawie nie przecieka ;)

The