Ten blog
Ten blog
 
 
 
 

 świat / world  >>  tajlandia i kambodża 2014  >>  ayutthaya


Tajlandia i Kambodża / Thailand and Cambodia 2014


głowa Buddy i takie tam / Buddha's head and so on

th
Tajlandia - Ayutthaya
6.11.2014
11 731 km

Umówiliśmy się z tuk-tukowcem na ósmą. Na śniadanie czekaliśmy prawie pół godziny, choć składało się z tostowego chleba, smażonego jajka, dwóch plasterków podsuszonego ogórka i jednego pomidora oraz kawałka jakiejś parówki, której wolałam nie jeść.
Najpierw pojechaliśmy do letniego pałacu króla w Bang Pa-In. Trzeba wyjechać sporo poza miasto. I żeby wejść, trzeba się ubrać. Można wypożyczyć ciuchy, ale, hmm, lepiej jednak mieć swoje.

We made an appointment with the tuk-tuk driver at eight. We are waiting almost half an hour for breakfast, although it's just toast bread, fried egg, two slices of a bit dried cucamber, one tomato and a piece if a sausage, which I didn't wanna try.
First we go to a summer king's residence in Bang Pa-In. It's quite far from the town. And one must get dressed to get in. It's possible to borrow clothes, but it's always better to have your own ones.

Powozownia i Warophat Phiman
The Royal Carriage Museum and Warophat Phiman

Wizyta warta jest tej drogi, bo rezydencja jest piękna, naprawdę można pozazdrościć królowi, że może sobie w takim otoczeniu przebywać.
Są tam stawki, w których pływają żółwie i spore rybki, które można pokarmić kupionym chlebkiem. Jest dużo zieleni. Na przykład krzaki przycięte w kształt słoni i jeleni. I sporo ładnych budynków.
Jednym z nich jest budynek do przyjmowania gości z pięknymi wnętrzami w europejskim stylu, o nazwie Warophat Phiman czyli Niebieskie Miejsce Zamieszkania Doskonałego i Lśniącego. Zdjęć nie można robić, szkoda.
Przed pałacem jest jeziorko (jedno z wielu), a na nim pagoda Aisawan Thiphya-art czyli Boski Tron Wolności Osobistej. Po drugiej stronie jest piękny półokrągły budynek Powozowni, w którym jest muzeum, niestety zamknięte. Ale chyba i tak dobrze, że możemy rezydencję odwiedzić, ponoć jest ona niedostępna gdy przyjeżdża tu król.
Do właściwego pałacu też nie da się wejść. Jest on zbudowany z drewna i całkiem ładny. Obecny budynek jest dość nowy, stary spalił się przypadkowo w 1938 roku.
Jest chiński pałacyk, Wehart Chamrun, czyli Niebiańskie Światło, w którym są (piękne) dary od Chińczyków. Budynek jest używany jako Izba Handlowa.
Obok, też nad jeziorkiem, wznosi się Ho Withun Thasana - wieża obserwacyjna, z której można popatrzeć, co się dzieje w okolicy.
Na uboczu są małe domki dla gości. Można też spotkać na przykład spora chyba jaszczurkę.
Tak tu pięknie, że aż się nie chce odjeżdżać. No ale czas nas goni, bo to dopiero pierwszy punkt programu.

It's worth to come here, the residence is beautiful, one may envy the king that he may be in such surrounding.
Ther are small lakes with turtles and big fish. One may feed them with bread bought nearby. It's very green here. There are elephants and deer shaped bushes. And many nice buildings.
One of them is the mansion for guests who visit the residence. It's built in european style with beautiful interior. It's name is Warophat Phiman - Excellent and Shining Heavenly Abode. It's a pity there's no possibility to make photos.
In front of the palace there is a small lake (one of many) with a pagoda Aisawan Thiphya-art - The Devine Saet of Personal Freedom. On the other shore there is a nice semicircular building of the Royal Carriage Museum, unfortunatelly it's closed. But I'm glad that we can visit the residence anyway, 'cause it's not possible when the king is here.
It's not possible to get to the main palace, either. It's made of wood and very nice. The building is quite new, the old one burnt down in 1938.
There is a Chinese Mansion, Wehart Chamrun - Heavenly Light. There are (beautiful) gifts from the Chinese. The building is used as a Chamber of Commerce.
Nearby, also at a lake shore, there is Ho Withun Thasana - the Observatory Tower. It's possible to watch the surroundings from up there.
There are also small houses for guests. It's also possible to meet a quite big lizard.
It's so beautiful here that I don't feel like leaving this place. But the time is running, it's barely the first point of the plan.

Wieża Obserwacyjna i chiński pałacyk
Observatory Tower and the Chinese Mansion

Następny przystanek jest w Wat Phanan Choeng (20 b) z jednym wielkim dziewiętnastometrowym Buddą (Luang Pho Tho) i większą ilością mniejszych. Tu po raz pierwszy widać, jak ludzie zostawiają na posągach złote płatki (a ludzi jest sporo). Całe są nimi oblepione i przez to faktycznie wyglądają, jakby były ze złota. No ale gdyby to było prawdziwe złoto, to kogo byłoby na to stać? Płatki można kupić przy świątyniach, a oblepianie posągów to zbieranie zasług. Tak naprawdę Luang Pho Tho zrobiony jest z cegły.
Duży Budda pochodzi z czternastego wieku, świątynia również istniała jeszcze przed założeniem miasta Ayutthaya. I jest patronem żeglarzy. Leganda mówi, że płakał, gdy Birmańczycy zajęli Ayutthaya w 1767 roku.
W świątyni jest kilka pomieszczeń, a w każdym jeden lub kilka posągów.

The next one is Wat Phanan Choeng (20 bath) with one great nineteen meters high Buddha (Luang Pho Tho) and many smaller ones. I can see for the first time here that people leave golden flakes on statues (and there are many people). The statues are really covered with them and that's the reason they look like made of gold. But if it was real gold who could afford it? One may buy flakes near temples and covering statues is collecting merits. Luang Pho Tho is made of brick actualy.
The great Buddha is made in fourteenth century, the temple was here before Ayutthaya town was established. And he's a patron of sailors. A legend says he was crying when Burmese took Ayutthaya in 1767.
There are a few rooms in the temple with one or many statues inside.

Luang Pho Tho

W kolejnej świątyni Wat Yai Chanimongkhon (20 b) czeka leżący Budda. Jest dość mały, ale owinięty pomarańczową szatą. Do tego stara chedi i piękne kolorowe kwiaty. Ciekawostka, bo na jednym krzaku kwitły na wiele kolorów.
Starej stupy pilnuje wielka ilość posągów Buddy, które siedzą dookoła. One też są poubierane na pomarańczowo. Wygląda to super. A z góry roztacza się piękny widok na świątynię i okolicę.
Świątynia jest całkiem nowa, wybudowana w roku 1900, jako szkoła dla buddystów.

In the next temple Wat Yai Chanimongkhon (20 bath) a Reclining Buddha is waiting. It's quite small, covered with an orange robe. There is also an old chedi and beautiful colourful flowers. It's interesting that on one bush many colours of flowers blow.
The old stupa is watched by many statues of Buddha, they sit everywhere around. They are also dressed in orange colour. They look great. And there is an excellent view over the temple and surroundings from up there.

Wat Yai Chanimongkhon

Po drodze jedziemy na pływający market – floating Ayodha. Można wejść pieszo za 9 bathów i pooglądać sklepy albo popłynąć dookoła łódką za 20 bathów. Wybieramy to drugie, nie bardzo wiedząc, co tam zastaniemy.
Pływający market to lekka ściema, są tam po prostu przykryte sklepy i knajpy na pływających drewnianych platformach. Z łodzi nikt nic nie sprzedaje. Po tym, co wiedzieliśmy w Kambodży lekko to tutaj rozczarowuje.

We go to the floating Ayodha market. One can visit it on foot for 9 baths and take a look to the shops or take a boat round trip for 20 baths. We take the second one, not knowing what there actualy is.
The floating market is a bit rubbish, there are just roofed shops and restaurants on floating platforms. Noone sells anything from boats. After what we've seen in Cambodia, this one here is a bit dissapointing.

Wat Yai Chanimongkhon

Za to kawałek dalej jest wioska słoni. W Kanchanamburi się nie udało, to wreszcie tu mogę się z nimi spotkać oko w oko. Przejażdżka kosztuje 500 bathów za dwadzieścia minut. Drogo. Ale za to można pokarmić słonie zgniłymi bananami, które kupuje się obok (do dziś nie wiem, na ile to dla nich zdrowe). Albo zapłacić, żeby słoń podniósł cię trąbą. Nawet fakt, że o płaceniu kolesie mówią dopiero po fakcie mnie nie wkurza za bardzo, taką mam radochę, że w końcu mogę być blisko słoni :) I mogę je pogłaskać. Po tym spotkaniu muszę przyznać, że lubię je jeszcze bardziej.
Obok jest też tygrys, do którego można wejść i zrobić sobie z nim fotki. Niestety tygrys jest tak naćpany, że wygląda jak nieżywy :(
Z tyłu, jakoś tak nie za bardzo widoczne są kolejne ruiny. Można do nich dojść lub podjechać na słoniu. My nie idziemy, bo czas tuk-tuka już się nam kończy.

But there is also an elephant village istead. It wasn't possible in Kanchanamburi and now I can finally meet them face to face. A ride costs 500 baths for twenty minutes. It's expensive. But it's also possible to feed them with rotten bananas bought nearby (until today I don't know if it's healthy for them). Or to pay for lifting you by an elephant's trunk. And even the fact that the men say about the payment after they let us do it doesn't piss me off so much. I feel so joyful to be so close to them :) And stroke them. After that meeting I must say that I like them even more.
There is also a tiger for getting close ana making photos. Unfortunatelly the tiger is on high so much that he looks like dead :(
At the back, not exposed very much, there are another ruins. It's possible to walk or ride on an elephant. We don't, 'cause our tuk-tuk time is running out.

karmienie słonia / feeding the elephant

Potem jedziemy do kolejnych ruin Wat Mahathat. Fajne to miejsce i całkiem spore, warto je odwiedzić nie tylko dla słynnej głowy buddy.
Budowę świątyni rozpoczęto w 1374 roku za panowania króla Boroma-Rachathirata I, a zakończono za króla Ramesuana. Kilka wieków później główny budynek się zapadł, był odbudowany, a później raz jeszcze odrestaurowany. Ale i tak na nic to wszystko, bo miejsce zostało zniszczone podczas wojny z Birmańczykami. Dziś po głównej świątyni nie zostało zbyt wiele.

After that we go to another ruins Wat Mahathat. It's a nice and quite big place, it's worth to see, not only for the famous Buddha's face.
The building was started in 1374 during King Borom-Rachathirat I, and was finished by King Ramesuan. A few centuries later the main building collapsed, it was rebuilt, and restored once more. But it didn't give a thing, the place was destroyed during the war with Burmese. Today there isn't much remained of the main temple.

Wat Mahathat

Ale za to na turystów czeka głowa buddy otoczona korzeniami drzewa – to jeden z najczęściej pokazywanych obrazków z Tajlandii. Niektórzy dziwią się, że taka mała, ja o tym wiedziałam, bo widziałam wcześniej fotki. I chyba każdy, przyjeżdżając do Tajlandii chciałby ją zobaczyć. Ze mną wcale inaczej nie było i bardzo się cieszę, że w to miejsce udało się dotrzeć.
Legend z nią związanych jest kilka, bo tak naprawdę do końca nie wiadomo, skąd się tu wzięła. Jedni mówią, że podczas zniszczeń dokonanych przez Birmańczyków, głowa spadła, jak wiele innych i już tu po prostu została, inni mówią, że to jakiś złodziej porzucił ją tu, bo nie mógł unieść i tak przez wieki przyroda zrobiła swoje.
Nieważne skąd się wzięła, ale wygląda fenomenalnie. I choć wycieczek przychodzi tu pełno, przy odrobinie cierpliwości, fotki można spokojnie robić.
Obok oczywiście pełno straganów. Koszulki są ładne, ale drogie. Lody kokosowe wcale nie są kokosowe, tylko w łupinie z kokosa. Swoją drogą ciekawe, bo to niby tutejszy przysmak, a jakoś go nigdzie nie widać...

But for tourists there is waiting a Buddha's head surrounded with tree roots - it's one of the most often shown picture from Thailand. Some are suprised that it's so small, I know about it - I saw photos before. And I guess everyone who comes to Thailand would like to see it. I didn't feel different at all and I'm very glad that it was possible to get here.
There are a few legends about the head, it's not really clear how it happened that it's here. Some say that during the war with Burmese the head just fell down and was left here, some say that a thief left it here, 'cause it was too havy to carry and after ages the nature did what it did.
It doesn't matter where it comes from but it looks remarkably. Many groups come here but it's still possible to make photos if you have a bit of patience.
There are many stalls nearby of course. T-shirts are nice but expensive. Coconut icecream are not made of coconut, they are given in a coconut's shell. It's interesting by the way, it's a local delicasy and we can't see it anywhere...