Ten blog
Ten blog
 
 
 
 

 europa / europe  >>  la palma 2016  >>  bruksela

be
Belgia - Bruksela
18.01.2016
888 km

Idę sobie uliczkami, kręcę się w te i we wte. W sumie jak raz się je przejdzie, to zgubić się tu już nie da.
Dalej kieruję się już w końcu do Grand Place. Po drodze wstępuję na gofra. Żeby się trochę rozgrzać i skorzystać z toalety. Trzeba przyznać, że w sklepach mają tu cudnie ciepło. Ale może się tak zdaje, wchodząc z mrozu.
Gofer tu akurat kosztuje 1,80. Trochę zdziwiła mnie ta cena, według relacji powinno być taniej. Później znalazłam gofry za euro, ale bez możliwości, żeby usiąść w środku i już może nieco gorsze. A ten jest naprawdę pyszyny!!! I to sam, bez nawet cukru (a dodatków do wyboru jest mnóstwo).
Kasia mówiła później, że są dwa rodzaje gofrów, te rodem z Brukseli są jak te nasze, bardziej suche i kształtne. Te z Liege, których próbowałam, są bardziej mokre i z dodatkiem cukru w cieście. I są rozlazłe w kształcie, ale palce lizać! No i można się takim dość mocno zatkać. Dla największych łasuchów dwa spokojnie wystarczą na całe popołudnie ;)

I walk the streets, around here and there.

Bruksela / Brussels

W końcu docieram na Grand Place ;) Trochę dziwne uczucie, gdy wcześniej w internecie ogląda się pełno zdjęć z jakiegoś miejsca, a dopiero potem ogląda się je na własne oczy. Wiadomo, czego się spodziewać i nie ma już takiej niespodzianki... Choć oczywiście fotki rzadko kiedy oddają rzeczywistość...
Grand Place uważany jest za jeden z najpiękniejszych rynków Europy. I faktycznie jest piękny! Ja akurat docieram tu o tej burej przedzmrokowej godzinie, ale gdy później rozświetlają go światła, jest tu jakaś magia... i nie można się od niego odczepić.
Pod warunkiem, że nie jest tam zimno jak dziś ;) Kasia mówi, że jak mieszka tu dwa lata, to nie pamięta, żeby było tak zimno. I bardzo to zimno daje mi się we znaki. Ugrzać można się w pobliskiej galerii handlowej, tylko nie ma tam ani jednej ławki.

Finally I'm at the Grand Place.

okolice Grand Place / suuroundings of Grand Place

Na Grand Place są piękne Gildehuizen, czyli domki kupców, pochodzące z siedemnastego wieku. I znów bardzo przypominają te w Amsterdamie, widać tu wyraźnie wpływy flamandzkie.
Jest też bardzo okazały Ratusz, w którym dziś mieści się Hôtel de Ville. Jest też informacja turystyczna. Na wieżę Ratusza można wejść, ale tylko w grupach po wcześniejszym umówieniu (tak wynika z moich informacji, ale nie sprawdzałam). Nie wiem, czy można zwiedzać sam Ratusz, ponoć są w nim okazałe pokoje, nic dziwnego zresztą.
Kolejny budynek na Grand Place, który rzuca się w oczy to Maison du Roi, czyli Dom Króla, dawna siedziba królów. Dziś jest tu

There are beautiful Gildehuizen

ratusz - Hôtel de Ville

W pobliżu Grand Place są też urokliwe uliczki. Jedna z nich prowadzi do innego placu – Marche au Herbes / Grasmarkt z fontanną i ładnymi kamieniczkami, inna do Manneken Pis, czyli siusiającego chłopca. To miejsce w Brukseli jest już legendą, przychodzi tu każdy, kto przyjeżdża do miasta. Więc idę i ja, choć nie lubię chodzić utartymi szlakami. Na szczęście teraz nie ma tu tłumu.
Miejsce nie jest zbyt czyste niestety, chłopiec siusia i dziś akurat nie jest ubrany ;) Szaty zdobią go czasem przy przeróżnych okazjach, polski strój narodowy też już ponoć miał. Ubranka można zobaczyć w Muzeum Miasta.
Kiedyś najstarszy obywatel miasta był z kamienia, ale został skradziony i nowy jest już z brązu. No może nie taki nowy, bo sprzed czterech wieków :)

There are nice streets near Grand Place.

uliczka z restauracjami / a street with restaurants

Powstało kilka legend, skąd ów jegmość się tu wziął. Najpopularniejsze mówią o zaginionym chłopcu, którego odnajdowano siusiającego. Inne o chłopcu, który ratował pałac lub miasto. W wersji o pałacu chłopiec ugasił pożar, wiadomo jak, w wersji o mieście, chłopiec ugasił lont, który miał spowodować jego wysadzenie (miasta, nie chłopca), też domyślacie się zapewne jak ;)
Wokół zagęszczenie sklepów z pamiątkami, goframi i czekoladą. Jakoś żadna z pamiątek mnie nie urzekła tym razem, bo albo to chłopiec (również z czekolady) albo okropnie droga figurka z Atomicum.
Włóczę się jeszcze trochę dookoła, żeby o szóstej wrócić na Grand Place, bo gdzieś wyczytałam, że po zmroku odbywają się to co godzinę spektakle świetlne, niby codziennie. Ale to najwyraźniej tylko podczas świąt i jakiś specjalnych okazji, dziś nie dzieje się nic. Szkoda.

There are a few legends, how it happened that the boy was here.

Grand Place

Przemarznięta jestem już nieźle, więc idę już na dworzec, który oddalony jest o rzut beretem, jak się okazuje. Wtedy po prostu wchodziłam i wychodziłam innym wyjściem. Bagaż na szczęście jeszcze na mnie czeka ;)
No i dreptam do Kasi. Numery na jej ulicy wyglądają tak: na początku jest 125, obok 119, naprzeciwko 140. Hhhm, i jak tu się odnaleźć? ;) Na szczęście się odnalazłam ;)
Kasia zrobiła na kolację pyszne frytki, mniam! To zamiast belgijskich, bo tych nie zdążyłam nawet spróbować – jak się napataczały, to nie byłam głodna, a później, po dwóch gofrach też nie byłam na tyległodna, żeby specjalnie szukać ;)
Generalnie przy tej zimnej pogodzie te pół dnia wystarczyło spokojnie na pobieżne zobaczenie miasta. I tylko tych frytek mi trochę żal... ;)

I