Ten blog
Ten blog
 
 
 
 

 świat / world  >>  chile, boliwia, peru 2017  >>  santa teresa


Chile, Boliwia i Peru 2017


nikt nie ma sił na termy
noone has power to go to termas

pe
Peru - Santa Teresa
29.04.2017
16 817 km

Atmosfera na dole nie jest zbyt miła, bo w sumie sporo się spóźniliśmy. Kierowca się naczekał, Ewa z Rafałem też. Ale kierowca to się chyba bardziej o nas martwił...
Jedziemy do Santa Teresa. Do pokoju trzeba się wspiąć dwa piętra w górę ;) Nikt już nie ma siły, żeby iść do term, choć fajne byłoby to doświadczenie. Ale ja marzę tylko o tym, żeby się położyć do łóżka ;)

An Atmosphere down there isn't nice - we're very late. The driver is waiting, Ewa and Rafal also.

foto

Rano znów trzeba się zerwać wcześnie. O wpół siódmej wyjazd. No dobra, kwadrans później, tym razem spóźnił się kierowca...
Śniadanie mieliśmy mieć zapewnione. Kierowca mówi, że zjemy na trasie. Po pół godziny jazdy pytamy o śniadanie, kierowca zapewnia, że za godzinę... Po godzinie nadal nic... Gdyby powiedział, że będzie później, to każdy by sobie jakąś zagrychę rano skombinował... A tak mam tylko banany kupione w miasteczku po drodze, gdzie kierowca zatrzymał się, żeby kupić owoce dla siebie.

In the morning we must wake up early again.

foto

Ale za to przygrywa nam tutejsza muzyczka, taka, jakiej słuchają miejscowi, a nie taka puszczona specjalnie dla turystów, co zdarza się nagminnie na wycieczkach :)
W końcu doczekaliśmy się śniadania... W jadłodajni po drodze w górach. Tej, w której zatrzymaliśmy się przedwczoraj, a w której nic ciekawego nie było. Możemy wybrać sobie do picia sok, kawę lub herbatę. Soku nie ma... Do jedzenia kanapkę lub hamburgeresa.
Moja kanapka to miały być (mimo wcześniejszych zapewnień) dwie suche pajdy chleba z włożonymi dwoma plastrami sera... Ser mają tu naprawdę pycha, uwielbiam go, ale taka kanapka? Upominam się i dostaję jeszcze trochę sałaty i pomidora.

But it's good that we have local music in the car.'