Wyjeżdżamy z Chivay na zachód. Pani zbiera kasę na bilety wstępu do parku (70 soli). Wjeżdżamy do Doliny Colca.
Na początku zatrzymujemy się w miasteczku Maca. Po to, żeby obejrzeć kościół z niezwykłymi ołtarzami w środku. I po to, żeby zrobić zakupy, straganów jest tu pełno. Można sobie zrobić fotkę z kondorem, który siądzie na twojej głowie. Albo z lamą. Za opłatą oczywiście. Można kupić caluteńki kompletny kobiecy tradycyjny strój od tutejszych kobiet. Cały pięknie haftowany.
Ja tutaj akurat nie mam nic przeciwko tym kolorowym straganom, ale nie każdemu się to może podobać. A żeby iść gdzieś dalej (co najchętniej bym zrobiła) nie ma czasu.
We go west from Chivay.
Ruszamy dalej. Kanion robi się coraz głębszy. Widoki coraz piękniejsze na rzekę w dole, na przeciwległe zbocze z górami, na wioski porozrzucane na dole. Pani coś tam opowiada, ale na tyle cicho, że niewiele słychać.
W Chivay zdawało mi się, że widzę w dali aktywny wulkan z chmurą dymu. Pytam pani. Okazuje się, ze wcale mi się nie zdawało – tydzień temu zaczął dymić i wyrzucać popiół. Peru ma 400 wulkanów, z czego 15 aktywnych. I mam to szczęście widzieć jeden z nich. Szkoda, że z tak daleka.
We keep going. The canyon is deeper and deeper.