Ten blog
Ten blog
 
 
 
 

 świat / world  >>  chile, boliwia, peru 2017  >>  arequipa


Chile, Boliwia i Peru 2017


na lotnisku / at the airport

pe
Peru - Arequipa
03.05.2017
17 673 km

Gdy słonko zachodzi, zjeżdżamy akurat do Arequipy. I tu też jest niesamowicie! Góry podświetlone zachodzącym słońcem i wulkany, a wśród nich wijąca się droga. Super! a w dodatku za chwilę pojawia się widok z góry na miasto i wulkan, w którym zapaliły się już światełka. Znaczy w mieście, nie w wulkanie ;)
Przez miasto droga jest krótka, bo autobus wysadza nas na jakimś innym dworcu. Łapiemy taxi – musi być duża, bo tradycyjnie chcemy się zabrać w pięcioro. Plus bagaże. Jeden mały chciał trzy dychy. Większy chce dwie. Jedziemy. Aż miałam potem wyrzuty sumienia, że tak tanio, bo jedziemy i jedziemy, przez korki jak cholera. Kierowca lawiruje, żeby omijać innych. W ogóle to, jak oni tu jeżdżą to jest osobna historia, można się nieźle uśmiać. Chyba jedyna zasada to kto pierwszy ten lepszy.

While the sun sets we're just going down into the valley to Arequipa. It's amazing here, too!

foto

Jedziemy prawie godzinę, ale w końcu jesteśmy. Lotnisko jest dość małe. Wodę można wnieść na pokład bez problemu. W środku jest sklepik z prezentami i jakaś restauracja. Nasz lot jest opóźniony o godzinę. Później zmniejszyło się to opóźnienie do 35 minut. Samolot jednej osoby, która leci innym lotem nie wyświetla się wcale, choć miał być wcześniej niż nasz.
Mam miejsce przy oknie, ale przy wyjściu ewakuacyjnym, więc zabierają mi plecak. Do lądowania już mi nie zabierają. Podczas lotu częstują przekąską w postaci ciasteczek i orzeszków. Przysypiam, bo znów jest mi gorzej. Może od słońca tym razem.

We go for almost an hour but finally we are there. The airport is quite small. I can take a bottle of water onboard without any problems.

foto

Po wylądowaniu patrzymy na tablicę przylotów, ale nadal nie ma tego drugiego lotu. To znaczy niby jest potwierdzony, ale godziny nie ma, nikt nic nie wie. Już chcemy jechać do centrum, ale na tablicy pojawia się godzina, więc czekamy. I czekamy. W końcu ostatnia osoba dołącza do nas o wpół drugiej w nocy.
Bierzemy taxi sprzed lotniska (Green Taxi chciało nam koniecznie dać dwie taksówki). I w końcu jedziemy do hosteli. Rozdzielamy się. My mamy pokój bez okna... sześcioosobowy zamiast cztero... z piętrowymi łóżkami... nie tak miało być. Miał być nocleg w ładnej kamienicy z normalnymi łóżkami... chciałam się porządnie i w normalnych warunkach wyspać przez te dwie ostatnie noce i odpocząć po trudach podróży ;)
Z płatnością kartą problem jest taki, że koleś wcale nie ma terminala, tylko spisuje sobie numery karty, łącznie z CVV!!! Ponoć dla wszystkich jest to ok. Cóż, dla mnie nie jest! W ogóle nie mam ochoty tu zostawać. Cóż, czas spać, pomyślę o tym jutro.

After landing we take a look at the arrivals board. There is still no sign of the second flight.