Ten blog
Ten blog
 
 
 
 

 polska / poland  >>  bałtyk i bieszczady / baltic sea and bieszczady 2006  >>  ustrzyki górne


Bałtyk i Bieszczady / Baltic Sea and Bieszczady Mountains 2006


wyprawa na Tarnicę / expedition to Tarnica

pl
Polska - Ustrzyki Górne
22.09.2006
1 030 km

W niezłym domku mieszkamy! Jak wychodzimy ostatni, to klucz chowamy pod wycieraczką. Pokój nie jest zamykany w ogóle. A za oknem widać gwiazdy. W dzień z kuchni widok na Szerokie Wierchy. Super!
Mieliśmy wstać o ósmej, ale jakoś nie miałam weny do wstawania, marzyłam i mogłabym tak jeszcze długo, ale o dziewiątej w końcu wstaliśmy.
Szybko zjedliśmy śniadanie, miałam umyć głowę, ale już nie było czasu. Zeszliśmy na dół do skrzyżowania i busik nas zabrał do Wołosatego. Pasażerów mogło być ośmiu, a gościu zabrał dziesięciu. I jeszcze narzekał, że jak popłaci paliwo i kupi opony, to mu nic nie zostaje.

We

foto

W sumie z Wołosatego wyszliśmy dopiero o jedenastej. Szliśmy zdezelowanym asfaltem. Najpierw na słonku, a potem weszliśmy w las.
A potem zaczęło się podejście i zrobiło się niedobrze, bo moja kondycha jest fatalna.
Ale, jak się potem okazało, to nie było jeszcze tak źle. Prawdziwa masakra zaczęła się dopiero później, przy wejściu na Halicz. Nie dość, że stromo pod górę, to jeszcze wiało, jak przy sztormie nad Bałtykiem! I wiatr bynajmniej nie był ciepły, a wręcz lodowaty. Założyłam dwa polary, a i tak zmarzłam, jakby był marzec.
Ale i tak było super.

We

foto

Niestety moje kochane buty znów mnie obtarły i ciężko mi się szło. Dalej szlak prowadził przez połoninkę i falujące na wietrze trawy na Tarnicę.
Ostatnie podejście to była jedna wielka masakra, tamto to był pikuś! Już od dłuższego czasu widziałam szlak i byłam trochę przerażona, jak ja się tam wdrapię?! Ale być tak blisko i nie wejść na Tarnicę, to w ogóle nie brałam pod uwagę takiej możliwości. Jakoś, z wielkim trudem, ostatkiem sił, udało mi się tam wejść. Ufff.
A wiało nie gorzej, jak na Haliczu. Znów wymarzłam, ale co z tego? Udało się!

We

foto

Dalej podążyliśmy już w stronę Ustrzyk, ale droga jeszcze przed nami była długa.
Po drodze jeszcze Szerokie Wierchy i znów częściowo pod górę, ale jakoś dałam radę, po tej Tarnicy to już nic mi nie było straszne.
A było pięknie, godzina już trochę późna, więc i ludzi mało. Właściwie to na początku byliśmy na wierchach całkiem sami, dopiero potem z tyłu jacyć ludzie się jeszcze pokazali. Słonko już było coraz niżej, chmurki galopowały po niebie. Zatrzymaliśmy się jeszcze na chwilę się posilić.
Minął nas taki fajny gościu. Długie blond włosy, powiedział nam cześć i poszedł dalej. Taki kompletny luzak, nie miał z sobą żadnego plecaka, nic. Potem szliśmy przez las, on wciąż przed nami, zgubił się, ale znów go dogoniliśmy. Już myślałam, że to jakiś dobry duszek, bo tak jego jasna czupryna ukazywała się gdzieś między drzewami, ale potem, jak już schodziliśmy za szlaku, to zadzwonił mu telefon, hi hi.

We

foto

A las piękny, szumiący, bukowy. Droga wciąż jeszcze długa i stroma jak cholera. Całe szczęście, że nie przyszło nam do głowy wchodzić tędy w górę!!! Załamaliśmy się potem, jak dziewięcioletnia córka właścicieli powiedziała, że ona z kolegami tam na wierchy wchodzi w ciągu godziny!
Myślałam już tylko o tym, żeby jakoś stawiać nogę za nogą. I jakoś nagle dość już miałam schodzenia w dół. Jeszcze chyba bardziej męczące, niż całe to wchodzenie pod górę. Ale w końcu jakoś doszliśmy do Ustrzyk. Wyszliśmy akurat obok domku, w którym mieszkamy, ale trzeba było jeszcze pójść do sklepu. Ledwo się potem wtoczyłam na górę! ;)
Zrobiliśmy jedzenie, no bo ile można zjeść marsów na szlaku? Słodkie to w cholerę. A na kolację mieliśmy makaron z sosem. Ale pycha! Tylko za dużo. Potem zajęliśmy się laptopem i czytaniem.

We