Ten blog
Ten blog
 
 
 
 

 świat / world  >>  tajlandia i kambodża 2014  >>  bangkok


Tajlandia i Kambodża / Thailand and Cambodia 2014


wracamy do Bangkoku / comming back to Bangkok

th
Tajlandia - Bangkok
8.11.2014
11 851 km

W końcu się wyspałam ;) Na śniadanie jest dokładnie to samo, co wczoraj, brrr.
Pod hotelem łapiemy tuk-tuka, który zawozi nas na dworzec. Z Ayutthaya wszystkie pociągi jadą do Bangkoku, więc pomylić się nie sposób. Koszt to tylko 15 bathów i jedzie półtorej godziny. Po drodze widać ogromne pole golfowe z palmami.
Z dworca bierzemy taxi za 200 bathów. Koleś niby wie, gdzie jest nasz hostel, ale próbuje nas wysadzić po drugiej stronie Rambuttri.
W hostelu pokoje okazały się bez okien :( Nie są jeszcze gotowe, więc idziemy się trochę przejść po Khao San za dnia. Ale najpierw jemy zupę, choć mam wielką chrapkę na owoce, bo bardzo mi ich brakuje. Albo na zjedzenie czegoś na ulicy. Ananasy są pycha!
Wracamy do hostelu zostawić rzeczy i idziemy znaną już dróżką do Wat Arun. Siadamy na jakiś konkret w tej samej knajpie, co zawsze, ale chyba z początkiem listopada coś się tu pozmieniało. Turystów jeszcze więcej, pad thai mniej dobre i z cienkim makaronem, ceny w sklepie z pamiątkami wyjściowe razy dwa. Hmm, zaczął się sezon... A jedliśmy, bo ciemne chmury wisiały, ale tym razem jakoś z nich nie padało.

Finally I slept enough ;) Breakfast is exactly the same as yesterday, brrr.
We take a tuk-tuk to the railway station from the hotel. Every train from Ayutthaya goes to Bangkok so it's not possible to take a wrong one. It costs only 15 baths and the journey takes one and half an hour. On the way we can see a huge golf field with palms.
We take a taxi from the railway station for 200 baths. The guy says he knows where our hostel is but he tries to leave us on the other side of Rambuttri.
In the hostel it turnes out that our rooms are without windows :( They aren't ready yet so we go to take a walk at Khao San during the day. But first we have soups although I feel like having some fruits, I miss them very much. Or having something on a street. Pineapples are delicious!
We go back to the hostel to leave the things and we take a well known way to Wat Arun. We sit down for something to eat in the same small restaurant we ate before. But I can see that with the beginning of Nevember something has changed here. There are more tourists, pad thai is not so good, with thin noodles, the prices in a souvenir shop are twice as big as they were bofore. Hmm, I can see that the high season has started... We eat 'cause there are dark clouds above, but it wasn't raining this time.

Wat Arun

Przeprawiamy się na drugi brzeg do Wat Arun, czyli Świątyni Świtu (50 bathów). Wejść do środka się nie da, ale można wdrapać się na 'pierwsze piętro' po stromych i okropnie zatłoczonych schodach. Warto, bo widoki z góry są super, choć chwilami ciężko się do nich dopchać. Widać rzekę Chao Phraya, łódki i city.
Sama świątynia jest pięknie zdobiona ceramiką. I pilnują jej stwory. Co ciekawe, ceramika owa pochodzi z chińskich statków, na których służyła jako... balast! Główna wieża wznosi się na ponad sto metrów, więc już sama jej wielkość robi wrażenie.

We take a boat to the second shore to Wat Arun - The Temple of Dawn (50 baths). It's not possible to get inside but one can climb to the 'first floor' taking very steap and crowded stairs. It's worth it, the views from up there are great, although sometimes it's hard to see them, so many people are there. I can see the Chao Phraya River, the boats and the city.
The whole temple is covered with colourful ceramics. And it's looked after with beasts. It's interesting taht the ceramics is from chinese ships, it waas used as... a balast! The main chedi is more then a hundered meters high, so only it's hight itself impresses.

Wat Arun

Jej nazwa wywodzi się od hinduskiego bóstwa świtu – Aruna właśnie. W międzyczasie zmieniała nazwę kilka razy, od Wat Makok, przez Wat Chaeng, do Wat Arunratchatharam i Wat Arunratchawararam. Nazwa, której powszechnie używa się do dziś, jest po prostu skrótem.
Świątynia w tym miejscu jest już od dawna, ale sam prang zbudowany został dopiero na początku dziewiętnastego stulecia przez króla Ramę II. Ponoć podczas powrotu z Ayutthaya, gdy musiał się przedzierać przez zagradzających mu drogę Birmańczyków, dotarł na brzeg rzeki akurat podczas świtu. Miejsce tak go zachwyciło, że postanowił wybudować prang na cześć Aruna.

It's name is taken from a Hindu god of dawn - Arun. It changed it's name a few times, from Wat Makok, Wat Chaeng to Wat Arunratchatharam and Wat Arunratchawararam. The name used today is just a cut.
A temple in this place stands for a very long time, but the main prang was built at the beginning of the nineteenth century by the King Rama II. They say during comming back from Ayutthaya, when he must fought with Burmese people who didn't wanna let him go, he just got to the shore during the dawn. He was so marveled by it's beauty that he decided to build a prang to honour Arun.

widok z Wat Arun / view from Wat Arun

Dalej zastanawiamy się, co dalej ;) Wracamy z powrotem na pierwszy brzeg i łapiemy prom na południe. Jest to jedna z atrakcji miasta – przepłynąć się po rzece. Można to zrobić łodzią prywatną, a można złapać większy 'prom', taki wodny tramwaj. Na pokładzie był taki tłok i ścisk, że pani już nie zdążyła sprzedać nam biletów, więc nawet nie wiemy, po ile były.
A łódź nie zatrzymuje się na każdym przystanku. Dopływamy do głównej przystani. Chcemy dotrzeć do Phat Phong – dzielnicy znanej z klubów, dyskotek i nocnego życia.
Taksiarze i tuktukowcy chcą jakieś kosmiczne ceny za zabranie nas tam. W końcu znajdujemy jednego za 120 bathów. Niestety gdy dojechał na miejsce, nagle zmienił zdanie i chciał po chamsku 150. Och jej, jak ja czegoś takiego nie lubię!!!

We think what to do next. We go back to the first shore and catch a boat going south. It's one of the must do in Bangkok - to take a tour on the river. One can do it with a private small boat or take a bigger ferry - a kind of water tram. The deck was so crowdy that the lady didn't have enough time to sell us tickets, so we don't even know how much they were.
The ferry doesn't stop on each pier. The final stop is the main pier. We wanna get to Phat Phong - the district known from clubs, discos and night life.
Taxi and Tuk-tuk drivers want so much money for taking us there. Finally we find one for 120 baths. Unfortunatelly when we get to Silom Road, he changes his mind and wants 150. God, how I don't like such situations!!!

ulica / a street

Idziemy główną ulicą Silom, ale tych wszystkich dyskotek i miejsc uciech jakoś nie widać. Możliwe, że jesteśmy zbyt wcześnie, a może kluby kryją się w zaułkach, do których się nie zapuszczamy. Trochę mi żal, że nie widziałam tych wszystkich kolorowych neonów, które tak pięknie na fotkach wyglądają. Cóż, do Bangkoku pewnie kiedyś jeszcze wrócę ;)
Za to trafiamy na nocny market. Może faktycznie jesteśmy za wcześnie, bo część straganów jest pusta, a część się dopiero rozkłada. Ale i tak tego co jest wystarczy na kolejne zakupy ;) Market jest spory, więc każdy znajdzie coś dla siebie. Choć targować za bardzo się nie chcą, a ceny do najniższych nie należą.
Wracamy do Khao San. Tuk-tukowiec jakiś jakby zły był, że tylko tyle zarobi? Hmmm. Jechał pół godziny, a w Ayutthaya płaciliśmy tyle za godzinę.
Zostawiamy rzeczy w hostelu i wychodzimy jeszcze do miasta. Chcę w końcu zjeść coś na ulicy. Wreszcie udaje się znaleźć naleśniki z bananem i czekoladą – nie dość, że pycha, to jeszcze wciąż z podziwem patrzę, z jaką wprawą i szybkością są one robione :) Pierożki też są pyszne!
Siadamy na trochę w knajpie, żeby ustalić plan na jutro.

We walk the main street, Silom Road but we can't see all those discos and clubs. There's a possibility that we are too early here, and maybe the clubs are in smaller corners which we don't see. It's a bit pity I haven't seen all those colourful neon lights which looked so nice at photos. Well, probably I'm gonna come back to Bangkok one day ;)
Instead we go to the night market. Maybe we are too early in fact, some of the stalls are empty, some are being opened. But anyway it's enough for the next shopping ;) The market is quite big, so everyone can get something interesting. Well, they don't want to bargain too much and the prices are not so low.
We go back to Khao San. The tuk-tuk driver is a kind of angry that he would earn only this much? Hmm. The way took half an hour and we payed this much for one hour in Ayutthaya.
We leave the things in the hostel and we go out to the city. I'd like to eat something on a street. Finally I find pancakes with banana and chocolate - they are delicious and I still can watch and watch how fast and expertly they are made :) The small dumplings are delicious, too!
We sit down in a bar to make a plan for tomorrow.