europa / europe >> bałkany / balkans 2014 >> belgrad
Bałkany / Balkans 2014
wreszcie naprawdę zwiedzam Belgrad / finally I can really see Beograd
Serbia - Belgrad
17.08.2014
1 567 km
W Belgradzie jesteśmy o wpół piątej. Taksiarz za pięć euro, które wywołało ogromny uśmiech na jego buzi, prowadzi nas autem do hostelu. Hostel w starej kamienicy, właściwie w centrum starego miasta, przy Skadarlija. Cóż, jest to tylko jedna uliczka, ale za to bardzo urokliwa.
We're in Belgrad at half past four. A taxi driver drives with us to the hostel for five euro which makes a big smile on his face. The hostel is in an old tenement, actually in the center of the old town, at Skadarlija Street. Well, it's just one street but very charming.
We're in Belgrad at half past four. A taxi driver drives with us to the hostel for five euro which makes a big smile on his face. The hostel is in an old tenement, actually in the center of the old town, at Skadarlija Street. Well, it's just one street but very charming.
Wychodzimy na obiad. Zamawiam ćevapćići. Stęskniłam się za tym smakiem.
Później idziemy się przejść głównym deptakiem w kierunku twierdzy Kalemegdan. Na deptaku tłum spory. Okazuje się, że twierdza to spory teren, dotąd widziałam ją tylko z dołu, szybko szybko, bo przejazdem. Słonko akurat zaszło, więc niebo różowe. W dole widać rzekę Sawę, która wpada do Dunaju. Można przysiąść sobie na murach i podziwiać zachód słońca. Młodzi umawiają się tu na randki.
Po ciemku już wracamy tą samą drogą do hostelu. Ludzie siedzą sobie w kawiarnianych ogródkach, teraz dopiero zaczyna się tu nocne życie.
We go out for a dinner. I order ćevapćići. I missed this taste already.
Later we walk the main pedestrian zone Knez Mihailov to the Kalemegdan fortress. There's a quite big crowd. The fortress is quite big, untill now I saw it from down there only, quick quick, just from the car window. The sun has just hidden, the sky is pink. Down there is the Sava River which flows into the Danube River. One can sit on the walls and look at sunset. It's also a meeting place for young people.
We go back to the hostel when it's dark already. People sit in tea gardens, the night life is beginning here.
Później idziemy się przejść głównym deptakiem w kierunku twierdzy Kalemegdan. Na deptaku tłum spory. Okazuje się, że twierdza to spory teren, dotąd widziałam ją tylko z dołu, szybko szybko, bo przejazdem. Słonko akurat zaszło, więc niebo różowe. W dole widać rzekę Sawę, która wpada do Dunaju. Można przysiąść sobie na murach i podziwiać zachód słońca. Młodzi umawiają się tu na randki.
Po ciemku już wracamy tą samą drogą do hostelu. Ludzie siedzą sobie w kawiarnianych ogródkach, teraz dopiero zaczyna się tu nocne życie.
We go out for a dinner. I order ćevapćići. I missed this taste already.
Later we walk the main pedestrian zone Knez Mihailov to the Kalemegdan fortress. There's a quite big crowd. The fortress is quite big, untill now I saw it from down there only, quick quick, just from the car window. The sun has just hidden, the sky is pink. Down there is the Sava River which flows into the Danube River. One can sit on the walls and look at sunset. It's also a meeting place for young people.
We go back to the hostel when it's dark already. People sit in tea gardens, the night life is beginning here.
Zasnąć było ciężko, spać długo w ośmioosobowej sali też się nie da, więc wstajemy po siódmej. Przed dziewiątą wychodzimy na śniadanie. Pod hostelem mamy piekarnię, więc zajadamy banicę. Pycha, nareszcie! I najedzeni jesteśmy na pół dnia. Ci, którzy potrzebują kawy, piją kawę w pobliskiej kawiarni, która jest już otwarta, choć nie ma jeszcze dziesiątej.
Idziemy szukać sklepu muzycznego dla Seby, a przy okazji zwiedzamy Belgrad. Sklep niedawno został zamknięty, więc powoli wracamy do hostelu i wychodzimy o dziesiątej.
It was hard to get asleep, and it’s not possible to sleep for a long time in an eight person dorm so we get up after seven. Before nine we go out for breakfast. Near the hostel there’s a bakery so we eat banitza. Yum, finally! And out stomachs are full for half a day. Those who need coffee, they drink it in a nearby cafe, it’s already opened although it’s not even ten a.m. yet.
An we go to look for a music shop for Seba and we can see more Belgrad. The shop has been closed not so far ago, so we slowly go back to the hostel and we go out at ten.
Idziemy szukać sklepu muzycznego dla Seby, a przy okazji zwiedzamy Belgrad. Sklep niedawno został zamknięty, więc powoli wracamy do hostelu i wychodzimy o dziesiątej.
It was hard to get asleep, and it’s not possible to sleep for a long time in an eight person dorm so we get up after seven. Before nine we go out for breakfast. Near the hostel there’s a bakery so we eat banitza. Yum, finally! And out stomachs are full for half a day. Those who need coffee, they drink it in a nearby cafe, it’s already opened although it’s not even ten a.m. yet.
An we go to look for a music shop for Seba and we can see more Belgrad. The shop has been closed not so far ago, so we slowly go back to the hostel and we go out at ten.
Chcicałam kupić kartę do telefonu, bo kasa na koncie mi wyszła. W sklepie długa kolejka, zupełnie jak u nas, więc po kwadransie rezygnuję. Kartę można też kupić w kiosku (200 dn), proszę panią, żeby mi ją aktywowała i dokupuję jeszcze doładowanie (kolejne 200 dn). Kartę pani aktywowała, doładowania nie zdołała, nie wiem, o co chodziło, ale czas nas już zaczął gonić bardzo, więc w końcu po kolejnej chyba z pół godziny zrezygnowałam. Za doładowanie musiałam zapłacić tak czy siak. Nie wiem, jaka była filozofia w doładowaniu konta przez telefon... mówiło po serbsku niestety.
Na parkingu w nerwach szukamy auta, mówię, że to na pewno nie z tej strony, przecież fociłam wczoraj Citroena przez okno, a z tej strony zero aut, ale chyba nikt nie słucha ;) A żadne z nas nie spojrzało nawet, na którym poziomie je zostawiliśmy ;)
W końcu auto się znalazło, wyjeżdżamy z parkingu, ale nie ma prawie żadnych drogowskazów, więc błądzimy po mieście kolejną godzinę. Można przy okazji jeszcze miasto oglądać, ale nawet nie mam weny, żeby robić fotki. W końcu wyjeżdżamy w kierunku lotniska, bardzo okrężną dorgą, no ale dobrze, że w ogóle się udało ;) Mało tego, na rozjazadach się mylimy i to dwa razy (co za wstyd, jedynym usprawiedliwieniem dla mnie są nerwy), więc znów czas ucieka...
Atmosfera podczas drogi jest minorowa, w dodatku miałam jechać, ale jedzie Seba. Nawet aparatu nie chce mi się wyjąć...
I wanted to buy a prepaid telephone card, there’s no money on mine. There’s a long queue in a shop, like in PL, so after a quarter I give it up. It’s also possible to buy a card in a kiosk (200 dn), I ask a lady to activate it for me and I buy also a charging (another 200 dn). The lady activated the card, she wasn’t able to activate the charging, I didn’t know what was up, but the time was running fast so after another half an hour I give up too. I had to pay for the charging anyway. I don’t know what was the difficulty to activate the charging on the phone… it was speaking serbian unfortunatelly.
We look for the car, very nervous, I say that this side is wrong, yesterday I made photos of a Citroen and here are no cars, but noone is listening to me I guess ;) And none of us has looked yesterday which level the car was left ;)
Finally we find it, we drive out from the parking but there are almost no signposts, so we drive around the town for another hour. We can see more city but I don’t even have a vena to make photos. Finally we have a direction to the airport, very roundabout, but it’s good that we finally have ;) Well, that’s not it yet, we miss crossroads, not even once but twice (what a shame, the only one explenation for me I’m nervous), so the time runs again...
The atmosphere during the way is very gloomy, in addition I was supposed to drive but Seba drives. I don’t even feel like taking my camera out.
Na parkingu w nerwach szukamy auta, mówię, że to na pewno nie z tej strony, przecież fociłam wczoraj Citroena przez okno, a z tej strony zero aut, ale chyba nikt nie słucha ;) A żadne z nas nie spojrzało nawet, na którym poziomie je zostawiliśmy ;)
W końcu auto się znalazło, wyjeżdżamy z parkingu, ale nie ma prawie żadnych drogowskazów, więc błądzimy po mieście kolejną godzinę. Można przy okazji jeszcze miasto oglądać, ale nawet nie mam weny, żeby robić fotki. W końcu wyjeżdżamy w kierunku lotniska, bardzo okrężną dorgą, no ale dobrze, że w ogóle się udało ;) Mało tego, na rozjazadach się mylimy i to dwa razy (co za wstyd, jedynym usprawiedliwieniem dla mnie są nerwy), więc znów czas ucieka...
Atmosfera podczas drogi jest minorowa, w dodatku miałam jechać, ale jedzie Seba. Nawet aparatu nie chce mi się wyjąć...
I wanted to buy a prepaid telephone card, there’s no money on mine. There’s a long queue in a shop, like in PL, so after a quarter I give it up. It’s also possible to buy a card in a kiosk (200 dn), I ask a lady to activate it for me and I buy also a charging (another 200 dn). The lady activated the card, she wasn’t able to activate the charging, I didn’t know what was up, but the time was running fast so after another half an hour I give up too. I had to pay for the charging anyway. I don’t know what was the difficulty to activate the charging on the phone… it was speaking serbian unfortunatelly.
We look for the car, very nervous, I say that this side is wrong, yesterday I made photos of a Citroen and here are no cars, but noone is listening to me I guess ;) And none of us has looked yesterday which level the car was left ;)
Finally we find it, we drive out from the parking but there are almost no signposts, so we drive around the town for another hour. We can see more city but I don’t even have a vena to make photos. Finally we have a direction to the airport, very roundabout, but it’s good that we finally have ;) Well, that’s not it yet, we miss crossroads, not even once but twice (what a shame, the only one explenation for me I’m nervous), so the time runs again...
The atmosphere during the way is very gloomy, in addition I was supposed to drive but Seba drives. I don’t even feel like taking my camera out.