Ten blog
Ten blog
 
 
 
 

 świat / world  >>  tajlandia i kambodża 2014  >>  bangkok

th
Tajlandia - Bangkok
21.10.2014
9 517 km

W BKK lotnisko jest dość duże. Są stanowiska do jakiś badań zdrowotnych, na szczęście prawie puste. Nie wygląda to zbyt zachęcająco. Kantorów sporo, jeszcze przed przejściem przez kontrolę paszportową. Wymieniamy trochę kasy, żeby było na taxi.
W samolocie dostaliśmy papierek do wypełnienia (imigration form), jak na Ukrainie. Później trzeba go pilnować, bo oddaje się go przy wyjeździe. Kontrola paszportowa, odbiór bagażu i już jesteśmy w Tajlandii :) Jest gorąco, hura :)
Zastanawiamy się, jak dojechać do miasta. Z shuttle busa trzeba się przesiąść, sky train też nas nie dowiezie, busików żadnych nie ma, więc decydujemy się na taxi. Taksówek jest bardzo dużo, ale najpierw trzeba podejść do stanowiska obsługi, dostać papierek, gdzie chce się jechać i dopiero tam przechwytuje nas taksówkarz. Odbywa się to wszystko w takim tempie, że nie zdążyliśmy powiedzieć, że nie chcemy na Khao San, tylko sąsiednią ulicę. Na szczęście taryfiarz dowozi nas tam, gdzie chcemy, pytając kogoś po drodze (coś gadali o tuktuku, ale po co nam tuktuk?). Zapłacić trzeba 400 bahtów plus 50 za autostradę.
Hostel mamy pod nosem właściwie (Green House Hostel), rezerwacja działa, choć okazała się niepotrzebna, bo gdyby nie ona, mielibyśmy 40 procent zniżki. Ale cena i tak nieduża, więc jakoś to przeżyjemy ;) Pokój bardzo minimalistyczny, tylko dwa łóżka, jakaś wyjechana mikro szafeczka i to wszystko. Prysznic też mało fajny, no ale jest :)

The airport in Bangkok is quite big.

nasza uliczka / our street

Idziemy do miasta. Wszystko jest nowe i egzotyczne, żadne z nas nie było wcześniej w Tajlandii. Na ulicy pełno sprzedawców, można kupić owoce, jedzenie, ciuchy i inne różne różności. Robaki też ;)
Trafiamy też na Khao San Road, najsłynniejszą chyba turystyczną ulicę w Bangkoku. Jaki tu hałas! Pełno sklepów i straganów. Można zrobić dowolny dokument, od dyplomu uczelni, przez prawko i dowód, też polskie, po legitkę Lufthansy na przykład.
Zmęczenie trochę mi mija. Wciąż nie mogę uwierzyć, że jestem w Tajlandii :)
W końcu siadamy w naszym hotelu na piwo Chang, ponoć dobre. No, złe nie jest, ale piwo jak piwo ;)
Kupiłam miejscową kartę telefoniczną. Trochę się trzeba było nakombinować, żeby można było wysyłać smsy, ale w końcu działa. Nie mogę tylko dzwonić do PL, nie wiem kompletnie dlaczego, koleś z recepcji też nie wiedział. Na miejscowe numery dzwoni bez problemu. Hmmm. Nie kombinowałam dalej, bo akurat dzwonienie nie było mi potrzebne. Za to jest internet.

The driver