europa / europe >> bułgaria 2011 >> rimini
Bułgaria 2011
raz jeszcze nad morzem / one more time at a sea
Italia - Rimini
10.09.2011
3 713 km
Rano nie ma się co spieszyć, gadamy i gadamy. Miałam iść zwiedzać miasto, ale pojawia się pomysł, żeby pojechać do Rimini na plażę. Upał jest okropny, więc jedziemy na plażę :) Jutro przecież też jest dzień ;)
Zbieramy się dopiero w południe. Najpierw wizyta w supermarkecie po coś do jedzenia.
Zarina idzie do miasta, a my pędzimy na stację, żeby zdążyć na pociąg, bo następny dopiero za godzinę. Szybko kupujemy bilety w automacie, trzeba jeszcze je w innym automacie skasować! No ale zdążyliśmy, ufff.
W Rimini jesteśmy dopiero po trzeciej. Aurelio chce coś zjeść i wypić, więc siadamy na chwilę w barze.
There's no reason to be hurry in the morning, we talk and talk.
Zbieramy się dopiero w południe. Najpierw wizyta w supermarkecie po coś do jedzenia.
Zarina idzie do miasta, a my pędzimy na stację, żeby zdążyć na pociąg, bo następny dopiero za godzinę. Szybko kupujemy bilety w automacie, trzeba jeszcze je w innym automacie skasować! No ale zdążyliśmy, ufff.
W Rimini jesteśmy dopiero po trzeciej. Aurelio chce coś zjeść i wypić, więc siadamy na chwilę w barze.
There's no reason to be hurry in the morning, we talk and talk.
A potem idziemy nad morze. W Rimini wszystkie plaże są płatne, są tylko dwa miejsca, gdzie plaża jest za free. My kierujemy się do tej przy marinie, bardziej na północy.
Weszłam do morza i natychmiast zapomniałam o długiej i nudnej podróży pociągiem. Woda jest cudownie cieplutka! Można się na niej położyć i poczuć, jak fale delikatnie niosą do brzegu. Cudownie!
Zostajemy do zachodu słońca. Wieczorem wiaterek sprawia, że jest już troszkę zimno, a z rozpędu nie wzięłam swetra. Idziemy jeszcze popatrzeć na marinę, a potem siadamy w jednej z nadmorskich knajpek na piwo i zakąski. Jest tu tak cudnie cieplutko, że aż nie chce się odjeżdżać. Aurelio mówi, że latem pełno ludzi przyjeżdża tu na imprezy, a potem śpią na plaży. Knajpki wszystkie tu jeszcze pootwierane, a ludzi jak na lekarstwo – dla mnie super!
And then we walk to the seaside. All the beaches are paid, there are only two places where the beach is for free. We walk to the one near marina, more north.
Weszłam do morza i natychmiast zapomniałam o długiej i nudnej podróży pociągiem. Woda jest cudownie cieplutka! Można się na niej położyć i poczuć, jak fale delikatnie niosą do brzegu. Cudownie!
Zostajemy do zachodu słońca. Wieczorem wiaterek sprawia, że jest już troszkę zimno, a z rozpędu nie wzięłam swetra. Idziemy jeszcze popatrzeć na marinę, a potem siadamy w jednej z nadmorskich knajpek na piwo i zakąski. Jest tu tak cudnie cieplutko, że aż nie chce się odjeżdżać. Aurelio mówi, że latem pełno ludzi przyjeżdża tu na imprezy, a potem śpią na plaży. Knajpki wszystkie tu jeszcze pootwierane, a ludzi jak na lekarstwo – dla mnie super!
And then we walk to the seaside. All the beaches are paid, there are only two places where the beach is for free. We walk to the one near marina, more north.
Wracamy powoli w kierunku dworca tą samą uliczką, mijając piękne wille – jak mi się podoba ich architektura! Po drodze jeszcze gelato :)
Ostatni pociąg odjeżdża o 21:53. Kibelek o tej porze już nic nie kosztuje (w dzień 0,70 euro), ale jakież jest moje zdziwienie, gdy wchodzę i widzę dziury w podłodze niczym na wschodzie za komuny! A to w środku cywilizowanej Europy, hehe.
Pociąg spóźnia się pół godziny. W dodatku klima jest tak podkręcona, że zimno jest potwornie i mimo zakazu otwieramy okno. Konduktor twierdzi, że następny wagon jest zbyt gorący, ale tam jest tak samo lodowato!
W końcu o wpół dwunastej dojeżdżamy do Bolonii. Autobus jeździ o tej porze co pół godziny, więc idziemy pieszo do San Francesco.
W domu Aurelio przygotowuje makaron z pesto domowej roboty – pycha! Znów gadamy do późna, pytań mam mnóstwo o życie tu!
We walk back slowly the same street, passing by beautiful villas
Ostatni pociąg odjeżdża o 21:53. Kibelek o tej porze już nic nie kosztuje (w dzień 0,70 euro), ale jakież jest moje zdziwienie, gdy wchodzę i widzę dziury w podłodze niczym na wschodzie za komuny! A to w środku cywilizowanej Europy, hehe.
Pociąg spóźnia się pół godziny. W dodatku klima jest tak podkręcona, że zimno jest potwornie i mimo zakazu otwieramy okno. Konduktor twierdzi, że następny wagon jest zbyt gorący, ale tam jest tak samo lodowato!
W końcu o wpół dwunastej dojeżdżamy do Bolonii. Autobus jeździ o tej porze co pół godziny, więc idziemy pieszo do San Francesco.
W domu Aurelio przygotowuje makaron z pesto domowej roboty – pycha! Znów gadamy do późna, pytań mam mnóstwo o życie tu!
We walk back slowly the same street, passing by beautiful villas