Ten blog
Ten blog
 
 
 
 

 europa / europe  >>  malta 2015  >>  victoria


Pisa, Cinque Terre i Malta 2015


w wielkim mieście / in a big town

mt
Malta - Victoria
2.10.2015
2 840 km

Wychodzę o dziesiątej. Idę najpierw pochodzić po Ghasri. Jest ładny siedemnastowieczny kościółek Nawiedzenia Marii Panny. W środku super.
I kogo spotykam? Polki czekające na autobus i wydzierające się na cały plac, bo autobus jedzie. Wśród tej ciszy i spokojnych rozmów samych Maltańczyków nie brzmiało to zbyt ciekawie...
Bo miasteczko o każdej właściwie porze jest ciche i spokojne. I do tego te ciepłe kolory wszędzie dookoła... pięknie! I jeszcze co chwilę między domkami prześwitują widoki na sanktuarium Ta'Pinu i na latarnię morską.
Idę do wioski rzemieślników, która na Gozo nazywa się Ta Dbiegi i też jest w Ghasri. Tu jest więcej sklepów pootwieranych niż na Malcie, ale i tak ponad połowa pozamykana. Szkło też jest, piękne, ale droższe niż na Malcie. Szkoda ;)

Visitation of Our Lady

Cytadela w Victorii / the Citadel in Victoria

Zaczyna kapać z nieba. Wsiadam w autobus do Rabatu. Na szczęście wkrótce padać przestaje.
Na lunch sprawiam sobie zapiekankę z makaronu, o której mówił Vincent, że tutejsze to, tradycyjne i dobre (1,50 euro). Hmmm, była to najzwyczajniejsza na świecie zapiekanka z makaronu i wystarczyła mi jeszcze na kolację ;) Próbuję ją na ławeczce na Pjazza San Frangisk – jednym z głównych placów w Rabacie.

The

w centrum Victorii / in the center of Victoria

Obok mnie siada pani. Na ławeczce leżała serwetka, pewnie ktoś ją położył, żeby sobie tyłka nie zmoczyć. Pani serwetkę ciach na ziemię i już ;)
Obok stoi auto dostawcze, z którego sprzedawane są świeże rybki. Takie auta widać tu zresztą często, z warzywami albo spożywką po zamknięciu sklepów.
No to wyruszam na podbój miasta. Sklep z ciuchami naprzeciwko terminala autobusowego, który polecała Agnieszka z
jest już zamknięty na głucho, znaczy się zlikwidowany.

The

na starym mieście / in the old town

W Rabacie jest też stara część miasta z wąskimi jasnymi uliczkami i kościółkiem św. Jerzego, który jest bardzo ładny w środku. Ten Jerzy to chyba jakiś patron tu, jest na wielu domkach. Sporo domów jest zresztą na sprzedaż.
Miasto nie jest wcale zatłoczone, czasem widać turystów, czasem lokalsów. W drzwiach jednego z domków siedzi babcia, która robi ręcznie koronki i je sprzedaje.
Miejsce nie jest duże, więc w końcu już mam dość robienia zdjęć. Idę na autobus, który zawiezie mnie do Xlendi.

The